Nie lubię jak wspinają się po firankach, bo już w wyobraźni widzę ich spektakularne upadki z wysokości 2m.
Nie lubię, jak wchodzą na parapet (szczególnie partyzant) bo jak je widzę wśród tych kaktusów to mi skacze adrenalina, a potem szukam im kolców w tych malutkich stópkach.
Nie lubię, jak Partyzant znajdzie to każdą, ale to każdą osamotniona tubkę z "czymś". Zawsze jak pogryzie, zastanawiam się czy mu nie zaszkodzi i czy się nie podtruje a i tak potem zapomnę schować... Na ostatni ogień poszedł Intimel, no w tym, to przynajmniej nie ma nic trującego

Nie lubię jak partyzant gryzie tapety, zawsze znajdzie sobie jakiś odstający kawałek i trach! Przy jakimś następnym tapetowaniu trzeba będzie mocniej podkleić te tapety na samym dole.
Nie lubię jak wchodzą po gorącej rurze od centralnego ogrzewania na szafę. Przecież zrobiłam im fajny gruby sznur z prześcieradła z ułatwiającymi wejście węzłami!
Nie lubię ich spiżarni. Tu jednak tą bardziej winną jest Śliwka - znosi wszędzie jedzenie i robi zapasy a mi w wyobraźni pulsuje pleśń i mole kuchenne.
Z już naprawdę drobnych rzeczy, nie lubię, jak przychodzą do mojego kubka z zieloną herbatą i zamiast kulturalnie wziąc sobie fusa do wylizania, wsadzają pół ryjka do roztworu, łapki po łokcie (one mają w ogóle łokcie
