Kciuki się teraz przydadzą... Mojemu psu. Rozwalił sobie przed świętami łapę, babrało mu się to, wybraliśmy się do weta. Antybiotyk, oczyszczanie, opatrunek - i miało się goić. Parę dni później Margo miał łysy placek nad raną i dwie dziwne dziurki, myśleliśmy, że może coś go ugryzło. Ale skąd łysy placek? Wylizał to sobie tak dokładnie, że z dwóch dziurek zrobiło się wielkie, ślimaczące ranisko. Kolejna wizyta u weta, zastrzyk, i słowa "musiał sobie gdzieś otrzeć tą łapę".
Taaa... Dzisiaj otworzyła mu się kolejna rana (pies siedzi w domu), zakrwawił podłogę, a nie wierzyliśmy, że sam się pogryzł - no bo jak? Rana jest nad tym poprzednim ślimaczącym się plackiem, który ciężko się goił. Tym razem postanowiliśmy nie jechać do "weta od zdrowych piesków i szczepionek", bo chyba tylko do tego się tamten wet nadaje, i co się okazało? Drugi wet od razu stwierdził, że to zakażenie od tamtego miejsca, które "idzie w górę" - teraz Margutek przez co najmniej 15 dni będzie codziennie na zastrzyk jechał... Mam tylko nadzieję, że nic się jeszcze bardziej z moją mordą kochaną nie pokomplikuje. Nie dość, że albinki chorowały, to jeszcze Margo...
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
O tyle dobrze, że rodzice będą go zawozić do weta - ja w domu tylko na weekendy bywam, wtedy mogę mu ewentualnie sama podać zastrzyk, ale oni tego na pewno nie zrobią.
Raczej nie będzie problemów z trzymaniem w aku 2-3 ogonów. Tylko muszę mieć mniejszą klatkę - mam nadzieję, że jak opchnę tamtą klatę i zrobię jakiś bazarek, to starczy na wszystkie wydatki, bo się tego trochę nazbierało razem z Margiem... -_-
I pozostaje wybór, które misiaki oddać, które zostawić...
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)