dziś wprawdzie poniedziałek, ale stwierdziłam, że będę robić podsumowanie co niedzielę z procesu oswajania Kamizelki.
a mianowicie:
niedziela 27 grudnia:
Kamizelka zaciekawiona i zdziwiona zachowaniem kapturzyc podchodzących do mojej ręki podchodzi ostrożnie i obwąchuje.
ruszę się jednak nieznacznie i ucieka w trybie natychmiastowym ( podczas gdy Mu i Enigma nadal siedzą przy mnie liżą po dłoni i w ogóle fajno jest

)
Kamizelka nie daje się złapać. Wierzga jak szalona, próbuje uciec; również jak szalona. ma najdłuższe pazurki i drapie strasznie.
je już właściwie wszystko. podam kawałek brzoskwini i choć na początku nieufnie zostawiała i pozwalała zabierać sobie "doświadczeńszym" ; teraz łapie w mig i ucieka do kąta skonsumować.
wspinanie idzie jej super- choć widzę, że przy wspinaczce korzysta głównie z przednich łapek i tak fajnie się na nich przesuwa
mieszka w szufladach- jak chowam wszystkie trzy do klatki- pierwsza zajmuje domek siankowy.
jest nieufna a jednocześnie podczas gdy kapturzyce "proszą" o wyjście z klatki- Kamizelka wisi na wyjściu i gryzie pręty- awanturnica. co śmieszne- nie zawsze gryzie "alarmowo"- czasem bezgłośnie, jakby sztuczną szczękę wyjęła
wisząc tak nie bardzo sobie zdaje sprawę, że ją smyram po zaprezentowanym jednolicie czekoladowym brzuszku (mmmmmniam

) ale gdy przysunę palca do pyszczka (przez pręty) potrafi gryźć- jeszcze nigdy do krwi, ale dosyć mocno- pewnie nie było jeszcze rozlewu krwi, bo muszę się pochwalić, że z zabieraniem palców mam refleks
z Mu żyją w zgodzie. Enigma ucieka przed Kamizelką gdzie pieprz rośnie. potrafią spać wszystkie trzy na "kupie", ale kompletu Enigma+Kamizelka ani razu (oprócz pierwszej nocy) nie widziałam. Kamizelka wprawdzie szuka Enigmy, ale nie na odwrót. Enigma ucieka i krzyczy- nie wiem, czym jest to spowodowane- ona się po prostu boi, a jednocześnie nie widziałam, żeby Mizelka jej jakąś krzywdę zrobić chciała. wystarczy, że położy łapkę na Enigmie, a ta w krzyk i sru już jej nie ma.
( i wtedy z przyjemnością patrzę jak nieufna zawsze Enigma przybiega do mnie się schować- jednocześnie zastanawia mnie to, bałam się, że może Enigmę coś po prostu boli, bo czasem jak ją dotknęłam, też tak piszczała, ale to chyba dlatego, że mnie pomyliła z Kamizelką- normalnie przeze mnie wzięta na ręce nie krzyczy).
poza tym Kamizelka jest straszną gryzeldą- o ile kapturzyce mieszkały już dosyć długo na tych samych szmatkach- po kamizelce one się dosyć szybko zużywają- pogryzione są straszliwie.
także bilans- Kamizelka nie boi się, jest ciekawska, ale moja ręka to zło.
czasy z KAmizelką dziwnie wpływają na Enigmę. z małego brykacza przeistoczyła się...no nadal jest brykaczem. ale zmienił się jej stosunek do mnie. jestem wreszcie JEJ. przychodzi do mnie na "zaszurgotanie"!. przychodzi się schronić. przebiegając wpadnie "pod sweter" sprawdzić czy wszystko gra
dziś położyła się niedaleko mojej ręki, zaczęłam ją miziać- nie zbudziła się i nie uciekła- najpierw rozciągnęła się, potem zaczęła pulsować z zamkniętymi oczkami!!!! (znaczy otwierały jej się trochę

)

Enigma...wydoroślała???
a żeby przyjemnościom końca nie było- Mu też mi dziś pulsowała oczkami. dawno już tego przyjemnego zjawiska nie widziałam u Mu. a u Enigmy pierwszy raz...u Kamizelki to jeszcze odległa historia ...
no ale chyba byłoby za dużo przyjemności na dziś- żeby nie było za dobrze- wróciłam ze śniadania (o 13

)
każda w swoim kącie, Mu myje się na poduszce. podejrzanie długo. wzięłam ją na ręce- nadal się myje.
posadziłam- nadal, w tym samym miejscu. przyjrzałam się- cienki pasek wyblakłej krwi na futerku..
to nie to miejsce było źródłem. a ja głupia zaczęłam oglądać Enigmę i KAmizelką, czy krwi nie mają. bo nie przypuszczałam, że Mu mogłaby. Zakrwawiona była jednak łapka Mu. myślałam, że to też nie to miejsce, bo Mu jej nie dotykała (tak wyglądało).
Ale potem obmyła łapkę do czysta, a ona za chwilę znów była we krwi. czyli jednak łapka. próbowałam ją obejrzeć- nie wiem jednak czy ugryziona czy po prostu uszkodziła sobie jakoś. po długiej obserwacji doszłam do wniosku, że to przy pazurku leci krew. nie strumienie, ale leci. przemyłam riwanolem, i dalej nie wiem co robić.Mu śpi grzecznie, z ufnością dała sobie przemyć łapkę, patrząc mi w oczy...ojej moje kochanie..ten wzrok u niej widziałam już kilka razy..
łapka jest obolała. Mu śpi,krew już nie leci. A ja postanowiłam na razie obserwować...i zobaczymy co będzie.
czy wasze paskudy są też tak indywidualne, że każde śpi w swoim kącie?
tylko w siankowym domku na kupę się pchają- na zewnątrz każda śpi w swojej szufladzie..? dziwne te dzieciaki mam
wczoraj moja młodsza siostra chciała być dobrą ciocią i szyła hamaczek...płakać mi się chciało ze wzruszenia, tak nie poradnie a tak dużo serca w to włożyła..nieznacznie poprawiłam, ale wisi jako dzieło Mańki dla dziewczyn
