A więc...
Zaczynając od początku moja przygoda z gryzoniami zaczęłam się jakieś 4 lata temu, kiedy to wybrałam się kupić myszkę. Ale, że myszki nie było to wróciłam z chomikiem dżungalskim

Myślałam, że nie ujdę z życiem, kiedy powiedziałam mamie, co się stało, ponieważ uważała wtedy, że chomik to jeden z najbardziej śmierdzących gryzoni, zaraz po śwince morskiej. Ale było już po fakcie to Psotka została ze mną

Niestety byłam wtedy jeszcze paskudnym dzieckiem i okropną panią. Nigdy nie udało mi się oswoić mojego maleństwa, na początku byłam cierpliwa, ale nie przyniosło to większych rezultatów, więc "odechciało mi się". Moja opieka nad Psotką to było wymienianie wody, karmy i ściółki oraz obietnice, że jak tylko będę miała wolne to spróbuje ją oswoić. Niestety skończyło się tylko na obietnicach. Pewnego dnia, kiedy wróciłam ze szkoły znalazłam Psotkę martwą. Właśnie wtedy stwierdziłam, że jestem zbyt nieodpowiedzialna, że na pewno przeze mnie umarła, bo była cały ten czas naprawdę samotna i, że w najbliższym czasie nie mam zamiaru mieć żadnego zwierzaczka, bo tylko bym go skrzywdziła. No i tak minęły jakieś 2 lata.
W tym roku na dzień dziecka moje siostry dostały 2 chomiczki dżungalskie, już oswojone, śliczne, troszkę głupiutkie, ale takie kochane

Miały być 2 samczyki, jednak po krótkim czasie (dokładnie w dzień ojca żeby było śmieszniej) okazało się, że Psotek to jednak Psotka i stadko powiększyło się o ośmiem osobników. Oczywiście klatka z mamą i małymi trafiła do mnie, bo moje siostry cały czas by je męczyły. No i w ten sposób przez jakiś czas znowu miałam zwierzątko (a nawet 9

). Ale małe w końcu poszły do nowych domków, klatka wróciła do sióstr, a mi zaczęło czegoś brakować.
Zawsze podobały mi się opowieści mojej mamy, jak to miała w moim wieku szczurka z którym wszędzie chodziła, nawet do szkoły, bo zwykle grzecznie sobie spał pod włosami (podobno tylko raz zrobił mały spacerek i mama musiała wyjść za drzwi

), więc jakoś w połowie wakacji postanowiłam sobie, że tym razem będzie inaczej - dam takiemu potworkowi wszystko czego potrzebuje i zaczęłam męczyć mamę o szczurka. Zgodziła się prawie bez żadnych problemów, ale potem było już gorzej. Przez parę miesięcy cały czas słyszałam "Prosiłam koleżankę żeby sprawdziła, nie ma nigdzie na razie szczurków, więc nie mamy po co jechać" i kiedy już zaczynałam tracić nadzieję 18 grudnia 2009 r mama wróciła z pracy ze śliczną szczurzynką

Nanica od samego początku była spokojna, nieco nieporadna i przestraszona. Kiedy brałam ją na ręce chowała się pod bluzę i mogła tam siedzieć bez ruchu cały czas, ale jak tylko wyczuła klatkę zaraz uciekała w jej kierunku, do tej pory też nie wyszła sama z klatki.
Nie wiedząc za bardzo, jak zająć się takim maleństwem zaczęłam czytać, czytać i czytać no i doczytałam się, że powinna mieć koleżankę. Tym razem przekonanie mamy nie było takie łatwe, ale męczyłam ją tyle, że w końcu się zgodziła. I tak parę dni przed Sylwestrem dołączyła do nas Gigi

Zupełne przeciwieństwo Nany, wszędzie jej pełno, schowanie jej pod bluzą było niemożliwe, bo zaraz wyłaziła i poprawiała technikę skoków na klawiaturę.
W szybkim czasie znalazła świetny sposób żeby zleźć na podłogę - kiedy tylko stwierdziła, że moja uwaga skupiona jest na czymś innym, wdrapywała się na kolana i po nogawce w dół. Spryciarz niesamowity. Dla porównania największy wyczyn Nanicy to był skok z biurka na moją rękę, kiedy chciałam jej zrobić zdjęcie (chyba strasznie boi się wszelkich nowych terenów).
Z łączeniem nie było większych problemów. Kiedy zapoznawanie na neutralnym terenie czy w wannie nie dawało żadnych rezultatów (miały się nawzajem po prostu "gdzieś"), postanowiłam wpuścić je razem do klatki i zobaczyć co się będzie działo, w razie czego rozdzielić. Na szczęście nie było ani jednej awantury, ale na wszelki wypadek przez pierwsze dni przenosiłam Gigi do innej klatki.
Oto zdjęcia:
Mała Nana (niestety na razie nie mam szans zrobić nowszych zdjęć, bo Nanisko od razu chowa się pod bluzę, kiedy tylko ją wyciągnę, a próba sfotografowania jej na biurko skończyła się, jak już wspominałam skokiem na rękę i obkupkaniem, więc stwierdziłam, że nie będę jej tak stresować)
http://img26.imageshack.us/img26/6223/nanisko.jpg
I Gigi (ona za to wszędzie wlezie, ale usiedzi na miejscu tylko, kiedy dostanie coś do zjedzenia)
http://img97.imageshack.us/img97/6210/gigi2.jpg
http://img207.imageshack.us/img207/4733/gigi1x.jpg
Nazwałam je po bohaterkach moich dawnych blogowych opowiadań
