Osłabła. Poszłyśmy do kliniki. Potem okazało się że to ropień. Dostała kurację antybiotykową. Po skończeniu ich podawania, pokazało się światełko w tunelu. Zaczęła wracać do zdrowia, do siebie... Miałyśmy nadzieję. Jednak w niedziele wieczorem nagłe, niespodziewane pogorszenie. Porfiryna z lewego oka i utrata równowagi.
Po szkole w poniedziałek pojechałyśmy do kliniki. Właściwie nie było wiadomo, co tak na prawdę do nas wróciło - były macania - nic - było zdjęcie - nic. Ta niepewność... Została umieszczona w inkubatorze, o 21 miałam ją odebrać. Szabra z godziny na godzinę słabła w oczach.
Gdy we wtorek wróciłam ze szkoły, usłyszałam serię pochrumkiwań, głośnej czkawki? Tak jak pies robi, jak ma senne koszmary... Potem się to nie powtórzyło. Zadzwoniłam do pani weterynarz, kazała przyjeżdżać. Wsiadłam w autobus. W drodze do klinik Szabra osłabła jeszcze bardziej. Nie mogła utrzymać się już na nóżkach... Próbowała wstać... Gdy brałam ją na ręce, zaczynała myć pyszczek... Dałyśmy jej jeszcze jeden dzień. Znów poszła do inkubatora...
Gdy o 21 pojechałam ją odebrać - czekała na mnie... leżąc na boczku, wolno oddychając... Wzięłam ją do samochodu, położyłam na kolanach i głaskałam... Chciała się ze mną pożegnać, ja z nią też... Dostała drgawek... Jej oddech ustał...

Śpij aniołku:** (')