no więc pewnie wszyscy będą totalnie zaskoczeni jak i ja byłam...
poszłam do zaprzyjaźnionego weta i okazało się że o ile szczurkowskiej nie przytrafi się nic powaznego to lekarza zmieniać nie muszę.
Cleosia dzielnie przejechała do lecznicy za moją pazuchą. nawet się zbytnio nie wierciła - w lecznicy dała się spokojnie zbadać - co prawda próbowała zwiać ze stołu... ale ja byłam szybsza

i co mamy?
STARSZĄ PANIĄ!
bo Cleo ma ponad dwa lata... nie ma żadnych guzków, płucka zdrowe, skóra czysta, oczka też... jedynie jest zabiedzona i wychudzona.. czyli mam odchuchać i oddmuchac i dopiero za tydzień na ivomec.
Łapka musi się sama zrosnąć, faktycznei mogę smarować altacetem, mam dowitaminizować, trzymać w cieple i dobrze żywić.
Powiedział, że nie będzie leczyć na siłę - bo nie ma z czego. Dziewczyna potrzebuje parę dni dobrej opieki i będzie jak nowa.
A ogólnie był w szoku, bo jego zdaniem to dzikuska i to polna, dlatego jest taka mała i miała skąd przywędrować, bo ja w zasadzie pola mam za ogrodzeniem od osiedla. Kontakt ze mną ma świetny, jak ją tylko wzięłam od niego od razu się uspokoiła, do domu wróciła po prostu w rękawie mojej kurtki, a potem grzecznie wyszła i weszła do klateczki. Wprost nie do uwierzenia, że ona u mnie tak króciutko jest...
Ponieważ ma mieć cieplutko to pocięłam mój moherowy szalik i jej dałam do słoiczka i oczywiście bardzo się spodobał.
No i to chyba tyle na obecną chwilę.
Wiem jedno.. na zewnątrz zimy by nie przetrwała... więc miała bardzo dużo rozumku żeby przyjść do domu... i masę szczęścia, że akurat do mojego, bo tu jej włos z głowy nie spadnie.
Troszkę się załamałam jej wiekiem.. bo wiem że szczurki nie żyją długo.. a ona ma ponad 2 lata... mogę mieć tylko nadzieję, że zostanie z nami jak najdłużej.