
Jejku! Jak się dzisiaj wystraszyłam...

Mama przyszła po mnie do klasy [!] po ostatniej lekcji. Mówiła, że musi mnie juz zabrać, bo jestem potrzebna. Od razu na myśl mi przyszło, że coś sie stało, bo nigdy tak nie robiła. Po czym usłyszałam 'Boże, Dorotko, Odinka się nie rusza, ale jeszcze oddycha!'... To był dla mnie wielki cios, w tej chwili pomyślałam, że zawalił sie świat, czułam, jak łzy zapływają mi do oczu. Po raz pierwszy od wielu lat nie chciało mi się płakać, ale wyć. Biegłam przez zapełniający się ludem korytarz szkolny, niczym dziecko rozpaczliwie szukające mamy. W szatni nie potrafiłam trafić kluczykiem do szafki, żeby ją otworzyć- tak trzęsły mi się ręce. Mam chyba jakąś nerwice... Pojechałyśmy szybko do domu, wzięłam Odinkę i dawaaj do weta. Na szczescie nie było kolejki, ale i tak bym nie czekała, tylko sie wprosiła za pozwoleniem. Okazało się, że to reakcja na te sterydy... Do głowy nie nie przyszło, że może byc oklepnięta, gdy przestaną działać. Dostała kolejny zastrzyk. Teraz już jest w porządku. Najadłam się strachu i nerwów, jak nigdy. NIe pamietam, żebym kiedykolwiek tak rozpaczała, jak na te słowa mamy....
Uff...
Ostatnimi czasy, przez odinkowe choróbsko schudłam 3 kg.
