no ok, czyli damy radę
w ogóle dzisiaj się wkurzyłam.
babcia przyszła i pyta mi co z tym czarnym szczurem (Lucynka). no to mówię, że umarła. i że jej siostra też. a ona "a to nie masz już zwierząt" na co ja, że mam ponad 20 szczurów. powiedziała, że ona ode mnie idzie, bo nie będzie siedzieć koło kogoś, kto trzyma takie gady. później tata przyniósł Bluesa. powiedziała nawet, że ładny. ale jak dał mi buziaka, to powiedziała, że już się ze mną nie wita i nie żegna. no cóż. chciała zobaczyć moje szczury. poszła ze mną do pokoju i jak tylko otworzyłam drzwi, babcia powiedziała "ojezu, pfff " i zatkała nos. fajnie, ale dzisiaj sprzątałam. ja nic nie czuję. zaczęła mi mówić, że umrę przez te paskudztwa i żebym się ich pozbyła. zrobiło mi się przykro, bo ilez można sprzątać, wkładać całe serce w wychowanie szczurów, zajmowanie się nimi, a ktoś przyjdzie i powie, że śmierdzi, że paskudne, żebym się ich pozbyła... ehh.