Zosiu nie żyje. Znalazła go dzisiaj moja mama. Ciągle nie mogę w to uwierzyć... tak po prostu. Zniknął. Mój kochany agutek... tłuściutka, malutka kuleczka... nie ma go.

Cały czas mam przed oczami jego sztywne ciałko... bezbronny, z zamkniętymi oczami, bladymi łapkami... Był przecież młody, 1,5 roku... co mu było?

Biegał, dużo jadł... i po prostu się nie obudził. Nie mogę uwierzyć.

Nie mogę patrzeć nawet na pozostałych... cały czas myślę o Zosiu, Zohanku, Zosiaczku... jego już nigdy nie przytulę, nie dam mu banana, nie wypuszczę na wybieg... on już nigdy nie przybiegnie pod drzwiczki żeby dać mu jedzenie, żeby go wypuścić, już nigdy nie będzie iskał Rubina, nie pobije się z Lizakiem... już nigdy nie będę mieć szansy zobaczyć go w klatce... Taka pustka... To jego malutkie, sztywne ciało... tak chciałabym go mieć cały czas przy sobie... ale jego już nie ma... Mam tylko nadzieję, że jest gdzieś w szczurzym raju, że jest szczęśliwy...
Zosiu...

[']
http://s920.photobucket.com/albums/ad50 ... C16952.jpg nie zapomnę, nigdy. Byłeś najlepszym szczurem jakiego kiedykolwiek poznałam... Byłeś najcudowniejszy.
