Oj dawno nie pisałam, dawno... Jakoś tak czasu nie było, a w międzyczasie dołączyły do mnie 2 kolejne szczurki. I była też trzecia... która dzisiaj pożegnała się z tym światem i nie wiem zupełnie, dlaczego
Inteligentna znajoma kupiła sobie szczurkę w zoologu, która znudziła jej się po jakimś tygodniu, z tego co wiem nawet nie całym. Trzymała ją samą w klatce, sypała jedzenie raz dziennie i zmieniała wodę, i tyle. Zapytała w końcu czy nie chciałabym wziąć jej małej, bo jakoś jednak szczury jej nie pasują. Nawet nie skomentuję. Szczurcia była śliczna, niebieska, ale bardzo mała i taka trochę chorowita, kichała. Naprawdę nie dałabym jej pięciu tygodni, nie wiem gdzie ona ją dorwała. Mieszkała kilka dni w osobnej klatce, potem osobno łączyłam ją z każdym szczurem w wannie, puszczałam na wspólne wybiegi, wkładałam razem do kaptura. Po jakimś czasie wsadziłam je do wspólnej klatki (oczywiście wcześniej wyszorowanej). Niby było dobrze, moje dziewuchy kilka razy przewracały ją na plecy, pisku narobiła na cały pokój. ale nic poważnego się nie działo. Przy każdym jej pisku leciałam do klatki, ale ona piszczała chyba nawet jak jakiś szczur się na nią patrzył, zupełnie jak Yuki na początku

Któregoś razu zaczęło się w klatce kotłować, zobaczyłam, że Misiek ją gania. Wyciągnęłam ją z klatki, zobaczyłam płytkie rozcięcie na grzbiecie. Po jakimś czasie znowu była awantura, tym razem mała straciła trochę futra

Wyciągnęłam Miśka, włożyłam go do innej klatki, samego na dwa dni. Było spokojnie, mała jakoś się dogadywała z dziewuchami, żadnych ran jej nie przybywało. Włożyłam ją znowu z Miśkiem do wanny, bała się go jak podchodził, ale nic jej nie robił. Znowu dałam ich razem do klatki, i nic się nie działo, mała trochę piszczała ale żadnych ran nie było nowych. A dzisiaj rano znalazłam ją martwą...
Nie mam pojęcia, dlaczego. Nigdy nie miałam takiej sytuacji. Obejrzałam ją dokładnie, nie było nigdzie krwi ani nowych ran, poza tymi o których już pisałam. Źle mi z tym, po nie wiem, czy to któryś z moich tak ją poturbował, czy co... Ale miałaby chyba jakieś ślady, a tu nic

Może naprawdę była jakoś ciężko chora, za mała... Nawet nie zdążyłam jej nazwać
