Ale cóż,wszystko,co miałam wypłakać,już wypłakałam...
Spędziłam z nim ostatnią noc.Tuliłam pod kołdrą.Nigdzie nie uciekał.Spał pomiędzy mną a Kalinką.
Miałam z nim dziś jechać do dr Piaseckiego,pomimo że nie przyjmuje.Już nawet sąsiad miał mnie zawieść,ale tak długo nie przyjeżdżał...unipax,dzięki Ci wielkie za chęć pomocy,ale nic by to już nie dało.
Nie dojechałby do Wrocka.Po południu było już z nim okropnie źle.Z godziny na godzinę coraz gorzej.Charczał,oddychał tylko pyszczkiem,żebra zapadnięte...Z nosa lała mu się śmierdząca ropa z krwią...
Podjęłam jedną z najcięższych decyzji w moim życiu...
Nie mogłam patrzeć na jego cierpienie,wiedziałam,że już nic nie da się zrobić.
Miał obrzęk płuc i zapalenie nie do wyleczenia.Przez upośledzenie układu nerwowego przez ten upadek,musiał mieć też upośledzone inne funkcje życiowe,no bo nawet chodzić nie umiał już normalnie.Podczas jedzenia musiał zachłysnąć się czymś,jakimś jogurtem czy gerberkiem,dostało się to do płuc i rozwinął się stan zapalny,który był przeze mnie niezauważony,no bo przecież był po wypadku i po leczeniu,wiadomo,słaby,mały apetyt,trudności z chodzeniem...Nie miałam pojęcia,że działo się coś jeszcze...Dopiero teraz to wyszło i nie było już szans na leczenie...
A przynajmniej pocieszam się tym,że było już za późno,bo może gdybym wcześniej coś zauważyła i nie zrzucała wszystkiego na skutki wypadku?...
Zaczął odchodzić już na stole u weta.Stres związany z tym miejscem dołożył swoje.Lekarz przyspieszył mu jedynie ten proces i już po 10 minutach od zastrzyku mój Kleoś zasnął spokojnie z moją ręką na swym wątłym ciałku...
Nie mogę nic teraz o nim pisać więcej,po prostu nie mogę,wybaczcie...
![Obrazek](http://images35.fotosik.pl/171/8fc03d0713b6353cmed.jpg)