Moje dostały:
- gotowaną marchew, pietruszkę i seler, krojone właśnie na sałatkę
- jajka (też na sałatkę - gdy kroiłam pod stołem siedziało mi stado sępów: Julia, Szamil, pies Kazan i mój Mąż z małą Neli na ramieniu

- ryby: kawałek pieczonego łososia, mieloną rybę na roladę, dorsza
- chleb: miąższ i skórkę, biały i wieloziarnisty (to od mojej Mamy przede wszystkim, która tak zaprzyjaźniała się z tymi "obrzydliwymi" stworzeniami)
- okruchy biszkoptu (keksa nie ryzykowałam - nie mam przekonania co do konserwantów w suszonych owocach)
- eee... tego chyba nie powinny dostać.. ale cóź... piernik - nieduże ciasteczko na miodzie, bez mocnych przypraw korzennych, zostawione by sobie trochę zeschło... wszystkie trzy je obgryzały na zmianę
