triplefive pisze:hmm wiesz, z tym noskiem i plamkami jednak poszlabym do weta. jak masz takiego co wciska na wszystko antybiptyk to udaj sie moze do jakiegos sprawdzonego? no i zawsze mozesz sie na cos nie zgodzic prawda?
Do tego co chodzę to chyba jedyny, a raczej jedyna, która zna się na szczurach i innych egzotycznych zwierzętach. W innych lecznicach nie bardzo znają się na szczurach, a jeżeli jest coś poważniejszego lub coś z czym nie mogą sobie poradzić to i tak konsultują się z nią

. Ogólnie jest chyba dobrym specjalistą. Zawsze nam pomagała i ze szczurkami było wszystko ok. Nie wiem czy śmierć Norka ma związek ze złą diagnozą, chociaż wtedy przyjmowała nas inna pani. Ale ogólnie nie mogę na nią narzekać.
A co do antybiotyków to jest podobnie jak z lekarzami którzy przepisują na wszystko ludziom antybiotyki, czy przeziębienie, bakterie, wirusy czy coś innego - nie ważne - antybiotyk. Po prostu już niektórzy tak mają i myślą, że antybiotyk jest dobry na wszystko.
Życzę zdrówka sisi
---------------------------------------------------------
Dzisiaj mamy taką małą rocznicę

mija właśnie rok od przybycia Młodego do nas. Dokładnie rok temu pojechaliśmy po niego do Jogi/Shilli. Pamiętam jak dziś ten dzień, chociaż jak patrzę wstecz to trochę już się wydarzyło przez ten rok i mam wrażenie, że minęło więcej niż tylko jeden. Pamiętam jak się cieszyłam, że będzie nowy lokator u nas, chociaż wcześniej nie obyło się bez lekkiego namawiania drugiej połowy na niego i bez obaw o łączenie
(co się później okazało - nie bezpodstaw) 
Pamiętam jak wyjęłam go z klatki... jaki on był malutki, lekki - taka kruszynka. Na początku lekko przestraszony, że go jakieś łapska wyciągają z jego kryjówki, ale za chwilę już się trochę uspokoił. W drodze myślałam, że transporter rozwali tak skakał i próbował się wydostać - wariat

.
Na początku trochę się bał nowego otoczenia, ale bardziej otoczenia niż nas. Pamiętam jak bał się chodzić po klatce, cały czas spędzał na górze w hamaku, a raczej w swojej czapce

w ogóle nie chciał schodzić na dół. Dużo czasu zajęło przekonanie go, że na dole krzywda mu się nie stanie. Młody prawie od początku lgną do ludzi, zresztą jak nie od pierwszych dni. Zawsze piszczał jak się go podnosiło co zresztą zostało mu do dzisiaj i drapał okropnie co też jeszcze mu zostało. Jakie ja miałam przez niego dłonie podrapane, do tej pory mam ślady, przez jakiś czas musiałam rękawiczki zakładać bo tak mnie bolały
Nasze przestraszone chude maleństwo a teraz wyrósł na przekochanego, najbardziej miziastego i domagającego się pieszczot szczura.
Mój kochany przytulas, dla niego dzień bez pieszczot to dzień stracony
Jak ja się cieszę, że wtedy przeczytałam ogłoszenie i że Shilla zdecydowała się go oddać. Cieszę się, że Młody do nas trafił, bo bez niego nasze stadko nie byłoby takie same
Młody - pierwsze dni u nas



