Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczymy..

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

Jako że ostatnio mnie pokonały mój własny komputer i sesja, zbiorczo dodaję dopiero dziś....

Z reguły u małej nie dzieje się nic, jeśli nie jesteśmy u weta. Sporo śpi, stan zdrowia znacznie się poprawił ;) Tylko niestety dalej dziabie (gł. mnie :P ), ale z tym nic nie możemy zrobić, póki nie będzie pewności, że cheyletielloza została całkowicie wyleczona...

Co do zdjęcia - proszę bardzo, ale ktoś musi mnie naprowadzić, jak takowy skan zrobić :P

Opiszę czwartek i dzień dzisiejszy, gdyż wtedy była u weta.

Dzień 13 - czwartek 20.01

Wizyta kontrolna. Doktor sama jest zaskoczona tym, jakie skutki przyniosło leczenie. Mała w ogóle nie "dudni" ani nie świszczy przy osłuchu, płuca są już całkowicie w normie. Pozostaje kwestia serducha. Jest przerośnięte, ale osłuch jest jak najbardziej normalny, więc niedoczynność/nadczynność odpada. Na dzień dzisiejszy mała ma odstawiony Theovent a zamiast tego przyjmuje lek na obniżenie ciśnienia. Z racji że znów nie mam przy sobie karteczki z nazwą leku ( Enarenal - 1x dziennie 0,08mg roztworu 1,25mg/1ml wody przez 4 dni na próbę), to dokładną nazwę podam jutro. Waga poszła minimalnie w górę, maluch waży równe 210g, co dobrze prognozuje (przy lekach moczopędnych ważyła najpierw 220, potem 198, a zaraz po odstawieniu 208). Oddycha już znacznie spokojniej, no i ta ewentualna choroba serca póki co nie wydaje się groźnym schorzeniem...

Koszt wizyty: 5 zł (same leki)
Łączny koszt: 194 zł

Dzień 17 - poniedziałek 24.01

Dzisiaj druga dawka ivermektyny (najprawdopodobniej 3 dawka nie będzie konieczna) i decyzja ws. leków na serducho, gdyż próbny okres 4 dni się skończył. Otóż dawka okazała się za mocna na raz, choć i tak jest bardzo niska - mianowicie, szczurek cały czas śpi. I nie jest to normalne spanie, bo cała aktywność w ciągu doby rozwija się w maksymalnie 2-3h a reszta to sen. Wetka rozbiła więc to na 2 dawki co 12h i nakazała obserwację - jeśli nadal się nie poprawi, zmiana leku bądź obniżenie dawki. Po odstawieniu Theoventu szczurcia zaczęła oddawać mniej moczu, ale to akurat pozytywny czynnik, gdyż wcześniej było go baaaardzo dużo - Theovent może mieć również działanie moczopędne, w tym wypadku trochę miał. Oczywiście, przy próbie złapania ciura w klatce zostałem dziabnięty i w ramach focha mała znów nie ufa Diablotin, bo przyczyniła się do wyciągnięcia jej z ciepłej przytulnej klatki i transportu do weta... ;)
Mała dostała też Dicortineff do oczka.

Koszt wizyty: 15 zł z zastrzykiem
Łączny koszt: 209 zł
Awatar użytkownika
alken
Posty: 6787
Rejestracja: pt maja 01, 2009 11:04 am
Lokalizacja: Wrocław

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: alken »

hm, parę osób wrzucało zdjęcia fotografowane przy oknie bez lampy, może tak? ale pewnie jeśli kogoś interesują szczegóły to niewiele pomoże.
ze mną: leszek, kendrick

odeszły: mysza, karmelek, makumba, ronja, ziuta, lilka, fifioł, kaszanka, zoja, tosia, emil, marcin, ziemniaczek


I'm not really good at giving advice. Do you want a sarcastic comment?
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

Niestety, niewiele... Okno oknem, ja mam dostęp do lampy do zdjęć, więc podświetlone byłoby dobrze. Ino gdyby chodziło o kości, to żaden problem, wszystko cacy widać (moje palce też :P ), ale serducho i tak jest słabo widoczne, więc musi być dobry skan, by można było coś zaobserwować...

A tak gwoli ciekawostki, tekst radiologa, który po prostu mnie rozwalił :D :

"Proszę złapać szczurka i położyć na boku, to chyba nie powinno Panu sprawić problemu" ;D ;D ;D ;D ;D ;D

I drugi:

"A teraz proszę położyć szczurka na plecy..." - suma sumarum musiałem małą rozciągnąć wzdłuż, ale na brzuszku ;)
Awatar użytkownika
`naatka
Posty: 485
Rejestracja: sob wrz 18, 2010 5:19 pm
Lokalizacja: Świnoujście

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: `naatka »

normalnie pełen szacunek za to leczenie :o. wielu ludzi nie podołałoby takim kosztom ;)
niech mała zdrowieje! trzymajcie się
Obrazek
Ze mną od końca września'10
szczurzaszczuralubiszczurę.
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

`naatka, my póki co mieliśmy wsparcie od ludzi dobrej woli, jeśli chodzi o finanse ;) Jedyne, co musieliśmy robić sami, to podawać leki w domu i sporo sporo obserwować. No i być cierpliwymi w oczekiwaniu na rezultaty, które przyszły zaskakująco szybko ;)

Teraz głównym problemem jest przywrócenie sprawności oczka do 100%, bo jest opuchnięte i na pewno maluch gorzej na nie widzi. Jeśli uda mi się uchwycić, to prześlę zdjęcie pyszczka, by był dobry ogląd, jak teraz wygląda różnica pomiędzy oczkami. Po oczku zajmiemy się tym guzkiem, ale najważniejsze, że najgorsze już za nami i teraz możemy powoli wyprowadzać szczurcię nie z choroby, a z traumy z nią związaną... No i za kilkanaście dni możemy już łączyć wszystkie 3 szczurcie Diablotin, bo póki co, na przeszkodzie stał łupież wędrujący ;)

Od razu w tym momencie chcę rozwiać parę mitów dotyczących tej choroby. Otóż tak: Cheyletiella przenosi się na człowieka i może powodować świąd. Jest to udowodnione i chyba każdy wet o tym wie. Ale: przenieść mogą się jedynie dorosłe osobniki i nie mogą się rozmnożyć. Świąd jest powodowany drążeniem kanalików w skórze, w których pasożyt ma złożyć jaja, ale to by było na tyle, gdyż skóra ludzka nie stwarza warunków do rozwoju jaj. Poza tym ludzie używają detergentów, które dla Cheyletielli są w wysokim stopniu zabójcze :P
klopsson
Posty: 71
Rejestracja: śr lis 10, 2010 10:00 pm
Lokalizacja: Lublin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klopsson »

Dzień 18 - wtorek 25.01

...czyli mamy bunt na pokładzie. Szczurcia, widząc opakowanie z Dicortineffem ucieka, gdzie pieprz rośnie... Nawet maskowanie leku w strzykawce nic nie daje, a nawet pogarsza bo strzykawka = trauma - zastrzyki, wpychanie leków do pyszczka itp... Aktualnie mamy 23:05, a małej do tej pory nie udało się podać kropli, ale miejmy nadzieję, że jeszcze się uda.
Mi osobiście ręce opadają, bo co lek, to problem :/
metiss
Posty: 418
Rejestracja: sob gru 18, 2010 8:45 pm
Lokalizacja: Koszalin

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: metiss »

co słychać?
Diablotin
Posty: 7
Rejestracja: śr lis 10, 2010 11:47 pm

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: Diablotin »

Hej. Z powodu awarii komputera (nihil novi...) dawno nie pisaliśmy. I niestety, jest to ostatni post w tym temacie...

Mała miała jeszcze jedną wizytę, znów zaczęła dudnić, okazało się, że Enarenal nie pomaga. W międzyczasie guz się zwiększył. Mała powróciła do Theoventu gdyż po nim była duża poprawa, weterynarz kazała obserwować 2-3 dni, potem przyjść z nią. Coraz ciężej oddychała ale jadła i piła w normie, pozostała aktywna a raczej próbowała gdyż widać było, że łatwo się męczy.

Niestety, mała nie doczekała kolejnej wizyty. Dziś odeszła...
Awatar użytkownika
klauduska
Posty: 2919
Rejestracja: wt gru 14, 2010 9:01 am
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczy

Post autor: klauduska »

[*] strasznie mi przykro!!
a tak dzielnie o nią walczyliście!
przypomnieliście mi mojego Małego, który też niestety odszedł ode mnie za szybko :( :(
niech się bawią razem za TM!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”