Janusia dostała wylewu.
Paraliż lewej strony ciałka, nie mogła chodzić tylko kręciła się w kółko, mało jadła i strasznie schudła

Poszłam z nią do weterynarza, w przeciągu 1,5 tygodnia dostała 4 zastrzyki i było już z każdym zastrzykiem lepiej

Dochodziła do siebie i nawet troszkę zaczynała rozrabiać jak to ona

Spała w kartoniku po owocach tuż koło łóżka żebym w razie czegoś była przy niej, jak już było lepiej wchodziła mi na materac, zwijała się w kłębek i zasypiała przytulona

20.02.2011
Wieczorem Janeczka dostała kolejnego wylewu

Z godziny na godzinę było co raz gorzej.
Znów paraliż, znów nie mogła jeść, nawet załatwiała się pod siebie, nie miała siły ruszać łąpkami

Cała noc czuwania i trzymania na rękach.
Co chwilę serce mi zamierało bo nie było widać czy oddycha

Palec przyłożony do jej serduszka by mieć pewność, że bije...
Dotrwała rana. Dzisiaj poszłam do weterynarza...
To była moja decyzja... "Jak ona ma się tak męczyć, to nie chcę..."

Zastrzyk znieczulający...

Zastrzyk usypiający...

Odeszła

Weterynarz podał mi jej ciałko bez życia

Boże czuję się jakbym własnoręcznie ją zabiła

Czy to faktycznie była dobra decyzja... Może trzeba było jeszcze ją ratować...
Co ja bez niej zrobię?! Mój mały promyczek zgasł

Proszę zapalcie światełko by dobrze trafiła do ogoniastych aniołków... by wybaczyła...
[*]
Kocham Cię Januś
