Następnego dnia szczurcia zaczęła gasnąć. Do ogólnego osłabienia dołączyła się biegunka. Spojrzałam w czarne, zmęczone oczka i podjęłam decyzję... Pojechałyśmy do weta, już ostatni raz. Tchibo bardzo długo nie chciała zasnąć, a ja do samego końca biłam się z myślami, czy rzeczywiście dobrze robię. Bolało jak nigdy dotąd...
Sekcja wykazała, że decyzja była słuszna. Ogromna część płuc Tchibo była zajęta przez nowotwór.
Przywieźliśmy ją z Wrocławia jako trzytygodniową drobinkę. Płochliwa i nieśmiała, nade wszystko ukochała dobre jedzonko i święty spokój. Na dźwięk otwieranego pojemnika z dropsami zawsze przybiegała pierwsza...
Śpij spokojnie, Tchibusiu, kochana szczurzynko...
