Wiedziałam że to nadejdzie... Jeszcze dziś o tym mówiłam ... Pan Mysz nie jadł, mało pił i prawie w ogóle już nie wychodził. Gdyby to się przeciągnęło jeszcze 2-3 dni zostałby uśpiony.
Pan Mysz trafił do mnie pół roku temu. Nigdy nie dał się oswoić ani złamać. Odważny, szybki i silny ... bardzo agresywny myszek, zaatakował zwierza (i chyba pogryzł) dla którego miał być obiadem. Tak trafił do mnie. Pracowałam nad nim, ale nawet w te ostatnie dni, strach było rękę do klatki włożyć. Jestem pewna, że nie był szczęśliwy u człowieka, bardzo nie lubił towarzystwa ... ale miał spokój ... zawsze to namiastka szczęścia. Miał swoją klatkę, swoją miskę, swoje poidełko, własny domek. ..... własny ciepły kąt z kołowrotkiem i pełną miską karmy .... To jedyne co mogłam mu zaoferować, ale myślę że dla niego to było dużo ... nigdy wcześniej nie miał czegoś takiego jak 'spokój'.
Brak mi go będzie ... szczególnie jego pyskowania. Jeśli tylko zauważył że się gapię, zaczynał pyskować. Nie wolno mi było się patrzeć

