ech... strasznie boli ta pustka. Pamietam doskonale jak poszlam z Biblusiem do weta... Juz musialam go uspic... nie moglam patrzec na to jak on cierpi... wysiadlo mu wszystko, nerki, blednik, zoladek...
Ostatnie dwie godziny spedzilam lezac przy nim i rozmawiajac z nim. Tlumaczylam mu placzac, ze tak lepiej, ze nie bedzie juz sie meczyl, ze TAM bedzie mu lepiej... on lezal tak i patrzyl na mnie oczkiem jednym, ledwo otwartym. nale podpelzl do mnie, do reki i leciutko uszczypnal zambkami jakby chcial mi powiedziec, ze rozumie, ze sie zgadza...
Nie chcialam miec nowego szczurka. On byl moim drugim, ale Gandalfa smierci tak nie rpzezywalam... moze mlodsza bylam, moze to dlatego, ze to raczej matka sie nim opiekowala w ostatnich jego tygodniach... nie wiem... Ale po stracie Bilba juz nie chcialam, nie potrafilam sobie wyobrazic kolejnego szczurka, ktory mialby go zastapic. Umylam klatke, schowalam do pawlacza... Ale nie wytrzymalam dlugo. Brakowalo mi czegos takiego malutkiego i zywego w domku. Brakowalo mi ruchu w pokoju i odglosu chrupania w nocy

w koncu po dwoch tygodniach kupilam nowego. Jednak calkiem innego. Po pierwsze samiczke, po drugie zupelnie inaczej ubarwiona. Nie chcialam zeby przypominala go. On byl jeden na swiecie. Tak jak teraz ona. Tak jak kazdy szczurek :!: