mi szczury "uciekły" dwa razy.
za pierwszym razem zdarzyło się, gdy Kot był jeszcze sam, to było na drugi dzień po tym, jak mi go przyjaciółka przyniosła. Poszłam rano na uczelnię, a o 10 dzwoni do mnie mężczyzna, czy Kota ze sobą zabrałam, bo klatka pusta. No to ja na złamanie karku biegnę, przerażona, bo to pierwszy szczur, z nami od kilkunastu godzin, panika mode on. Po chwili dzwoni ukochany, że się maluch zakopał w stercie ciuchów w sypialni i spał -.-' Musiałam nie domknąć klatki i sobie dziad otworzył.
drugim razem upośledzie biegały po mieszkaniu, a jako, że wybierałam się do sklepu, to schowałam je do klatki. Nie spieszyłam się wcale, nie było mnie z godzinę, wracam, a tam Kot siedzi na poręczy fotela z miną "no gdzie ty się szwędasz kobieto?! kupiłaś mi chociaż coś smacznego?", a Eddiego nie widać. Więc ja znów panika, bo łazienka otwarta, sypialnia otwarta (jedyne dwa pomieszczenia, do których szczury dostępu nie mają), więc już przed oczami miałam Eddiego zakopanego w wielkiej stercie ciuchów w sypialni albo gdzieś schowanego między gratami pod ogromnym łóżkiem. Zaczęłam więc go wołać, patrzę, coś się rusza pod kocem na fotelu. Okazało się, że kochaniec postanowił zakopać się tam i zasnął
nocna wycieczka mojego szczurka
Moderator: Junior Moderator
- dolby_surround
- Posty: 283
- Rejestracja: śr lis 18, 2009 8:27 pm
- Lokalizacja: Toruń
Re: nocna wycieczka mojego szczurka
Oj, szczury potrafią napędzić stracha, nawet te najspokojniejsze..
Moja historia dotyczy zmarłej już Toki. Zawsze jak wypuszczałam ją razem z Bubą po domu, to obie trzymały się blisko mnie, przychodziły na cmoknięcie i nie biegały jak szalone. Były po prostu grzeczne i założyłam, że to reguła ich zachowań na wybiegach. Dlatego jak tylko zrobiło się cieplej i zabrałam je pierwszy raz na działkę, to wybieg zrobiłam im w ogrodzie. Puszczałam je osobno, żeby mieć większą kontrolę nad nimi. I z Bubą było tak jak zwykle - kręciła się w pobliżu mnie i jedynie kiedy zmierzała w stronę gęstych krzaków, to ją chwytałam i zanosiłam w bezpieczne miejsce. Potem przyszła kolej na Toki.
Położyłam ją na trawie i z początku była cała zesztywniała, nie ruszała żadną częścią swojego ciała i tylko wybałuszała oczy.
Aż nagle, ni z tego, ni z owego, puściła się pędem w stronę płotu. Dosłownie jak błyskawica! Nie wiedziałam, że te małe glutki mogą być takie szybkie. Rzuciłam się w pościg z wrzaskiem, z przerażeniem zauważając po drodze mojego psa, który uwielbia gonić wszystko co się rusza, ale jest łagodny dla moich szczurów. Nie miałam pojęcia jak to się skończy. Myślałam tylko o tym, że już nie mam szczura i przepadnie na wieki, a ja jestem beznadziejną panią. Na szczęście pies nie rzucił się w pogoń, a Toki jak się okazało, po prostu musiała mieć jakąś osłonę nad głową, gdyż czuła się zagrożona będąc na otwartej przestrzeni pod gołym niebem i zatrzymała się pod niewielkim krzaczkiem. Ani myślała przechodzić na drugą stronę płotu. Ale to mi dało nauczkę i potem wybiegi na działce odbywały się w szelkach na smyczy ^^"
Moja historia dotyczy zmarłej już Toki. Zawsze jak wypuszczałam ją razem z Bubą po domu, to obie trzymały się blisko mnie, przychodziły na cmoknięcie i nie biegały jak szalone. Były po prostu grzeczne i założyłam, że to reguła ich zachowań na wybiegach. Dlatego jak tylko zrobiło się cieplej i zabrałam je pierwszy raz na działkę, to wybieg zrobiłam im w ogrodzie. Puszczałam je osobno, żeby mieć większą kontrolę nad nimi. I z Bubą było tak jak zwykle - kręciła się w pobliżu mnie i jedynie kiedy zmierzała w stronę gęstych krzaków, to ją chwytałam i zanosiłam w bezpieczne miejsce. Potem przyszła kolej na Toki.
Położyłam ją na trawie i z początku była cała zesztywniała, nie ruszała żadną częścią swojego ciała i tylko wybałuszała oczy.
Aż nagle, ni z tego, ni z owego, puściła się pędem w stronę płotu. Dosłownie jak błyskawica! Nie wiedziałam, że te małe glutki mogą być takie szybkie. Rzuciłam się w pościg z wrzaskiem, z przerażeniem zauważając po drodze mojego psa, który uwielbia gonić wszystko co się rusza, ale jest łagodny dla moich szczurów. Nie miałam pojęcia jak to się skończy. Myślałam tylko o tym, że już nie mam szczura i przepadnie na wieki, a ja jestem beznadziejną panią. Na szczęście pies nie rzucił się w pogoń, a Toki jak się okazało, po prostu musiała mieć jakąś osłonę nad głową, gdyż czuła się zagrożona będąc na otwartej przestrzeni pod gołym niebem i zatrzymała się pod niewielkim krzaczkiem. Ani myślała przechodzić na drugą stronę płotu. Ale to mi dało nauczkę i potem wybiegi na działce odbywały się w szelkach na smyczy ^^"