![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)
Ostatnio mój współlokator przywiózł sobie z daleka "swojego" żółwia (którym przez ostatni rok się nie zajmował) O żółwiu dowiedziałam sie przez przypadek- po prostu weszłam do N. po odkurzacz, patrzę , a na podłodze skorupa ;-). Co jednak mnie niemiło zaskoczyło żółw ten siedział na podłodze, ot tak, bez akwaterarium, bez wody. Wydało mi się to podejrzane więc trochę poczytałam n.t tego typu żółwi i jak się okazało potrzebują letniej wody, wysepki, odpowiedniego pokarmu i lampki grzewczej (mam racje?) Zagotowało się we mnie, zwrociłam mu uwagę, że ma mu nalać wody do terarium. N zapewniał mnie że ten żółw nie chce siedziec w wodzie i wcale mu nie jest źle. Po 4 dniach od mojego ględzenia owszem nalał mu łaskawie troche wody do terarium i wsadził jakiegoś pozal sie Boże konara po ktorym nie ma szans żeby żółw wlazł się ogrzac. Woda jest zimna, akwaterarium troche ciasne, no i żółw nie ma możliwości żeby sie "wygrzac", nie ma ani lampki ani wysepki.
I tu moje pytanie- co robic, ględzic mu dalej, aż zapewni żółwiowi naprawdę dobre warunki, czy odpuścic... a może to nie moja sprawa? a może żółw "da rade" w zimnej wodzie, bez możliwości wyjścia z niej...?
bo już nie wiem co robic, mój chłopak z którym też mieszkam uwaza, że to sprawa Norberta i nie mam prawa sie wtracac...