Martini nigdy nie kosztowała dotąd Ferrero Rocher - dziś molestowała mnie tak bardzo, że dałam jej ze środka połówkę orzeszka; oczywiście był trochę "utytłany" nadzieniem... i cóż widzę?

Niebieściaka, któremu widać smakołyk tak nieziemsko przypadł do gustu, że cała w mgnieniu oka aż się napuszyła i oczywiście rozcapierzyła swoje paluszki do niemozliwości, z tak rozcapierzonymi i zawieszonymi w powietrzu zastygając.
Już wiem, że Ferrero to kolejna rzecz, ze spożywaniem której należy się wynieść do kuchni.
Ostatnio nabijaliśmy się z niebieściaka, że jak dostaje w "Kubusiowej" nakrętce kaszkę albo coś, to bardzo sprytnie unosi główkę w górę, by z poziomo trzymanej w ząbkach nakrętki nie uronić ani odrobiny.
Tylko że są i schody:

kiedy dla zmyłki patrzących zmierza z zawartością pod meble, zawsze musi o nie przydzwonić nakrętką.
Parę fotek; z polegiwania na fotelu ( zimno w mieszkaniu, więc przykrywam małą kiedy wykłada się tak na wierzchu

):

nieco gimnastyki podczas mycia uszek...
... i reszty... aż się będzie czystym i ślicznym...
-O moja biedna skacowana głowa...


- Może by tak klina.?
http://imageshack.us/photo/my-images/823/img5460d.jpg/ http://imageshack.us/photo/my-images/850/img5465n.jpg/
Chwilkę przed uprowadzeniem mojego długopisu:
- Czy ty kobieto dasz wreszcie spokój z tymi zdjęciami?! Ja stanowczo protestuję..!

( doradzam powiększenie miny

)

Nie ma ucieczki przed tym aparatem, nawet tu..!
