Panienka radzi sobie coraz lepiej. Żal mi jej strasznie, bo bidulka strasznie chce się pozbyć tego klosza. Milion razy próbuje sobie umyć uszka i ciągle ją to swędzi. Ma dość siedzenia samotnie w klatce i przez to ograniczenie ruchu ma motorek w kuperku- jak już się ją z klatki wyciągnie, to po prostu trudno za nią wzrokiem nadążyć... Pomimo klosza- powyciągała sobie te pętelki ochronne.
Niestety, jestem najlepszym przykładem na to, że jak coś się sypie to już na całego... Od śmierci Julka nic się w klatce nie układa. Haszczanka musiała mieć sterylkę, teraz na sterylkę czeka albinka. Ma dokładnie te same objawy i w czwartek też pójdzie pod nóż
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
Nie dość, że uderzyło nas to po kieszeni (ten miesiąc od początku był cienki) to jeszcze nie wiem jak ja to przeżyję- będę się o nią strasznie martwić- przecież już nie jest młoda. No i Szarusia się posypała w jednej chwili. Płakałam dziś pół dnia patrząc jak się stacza po kratkach, jak powolutku przychodzi do drzwiczek klatki, jak nie może się wdrapać na hamak... Myślałam, że po Julku już nic mnie nie ruszy- najwyraźniej się myliłam, bo na samą myśl o tym, że Szarusia może odejść ryczę jak wariatka...
Zaczęłam myśleć, że może... może pomimo tego, że kocham ten gatunek, że podziwiam szczury tak, jak niektórzy podziwiają konie, że patrząc na nie myślę tylko jakie są piękne, doskonałe, harmonijne... mimo tego że szczur, to dla mnie jedno z najwspanialszych stworzeń na świecie, być może nie powinnam ich mieć. Nie wyobrażam sobie jak mogłabym się do nich mniej przywiązać, a sama wiedza, że ich czas jest taki krótki jest dla mnie zbyt ciężka do zniesienia...
Czuję się okropnie...