
Los Indiańca i Angela widziałam już w ciemnych barwach.A weterynarz miał powód do uśmiechu...

U Indiany to po prostu niewyleczony do końca ropień,ciut przerośnięty.Pomogła zmiana antybiotyku na silniejszy i dziś ropień jest już o połowę mniejszy i nie paćka się tak straszliwie

U Angela to nic innego,jak duży obrzęk po ugryzieniu,to drugie to też po ugryzieniu, najprawdopodobniej przerodziłoby się w ropień,ale antybiotyk i przeciwzapalny zmniejszyły już wszystkie zgrubienia mojego aniołka o połowę

Chłopaki zostali potraktowani strzykawkami,a ja dostałam zakaz panikowania

Tak z innych wiadomości,to Otis się spasł jak prosiak...





W stadzie spokój.Zero agresji.Był moment zawirowań,kiedy miałam u siebie jordanowych chłopaków,wszyscy chodzili nabuzowani i fuczeli na siebie,pewnie wtedy się Angelowi oberwało.Ale muszę pochwalić bardzo Indiańca,że uspokoił się niesamowicie po kastracji.Zamiast napadów dominacji i agresji względem reszty,ma teraz napady dzikiej zabawy z nimi,jak taki duży,zwariowany dzieciak ;DI takiego go uwielbiam!