Męczyliśmy się z zapaleniem górnych dróg oddechowych, miejska klinika nie pomogła, dopiero wet z pobliskiej wsi zaaplikował jej odpowiednio silny antybiotyk. Wściekała się na mnie za termometr w..wiadomym miejscu, aż musiałam ja zamknąć w pokoju, bo skakała mi do twarzy. A teraz? Drzemie mi na kolanach




Do czasu, kiedy przybył Like. Jego matke zagryzły psy, opiekowałam się nim i jego siostrą (w stajni, pracowałam wtedy z końmi). Karmiłam krowim mlekiem, masowałam, uczyłam chodzić. Niestety, jak zaczęły wyłazic z norki, jeden pies zaatakował jego siostre, zabrał ja w pysk i pobiegł. Goniłam gada, upuścil ją i uciekł (w sumie suczka to byla). Mala umierała mi na rękach, przetrącony kręgosłup najpewniej, paraliż, wymioty, ryczalam, darłam sie i bylam bezradna..Słowa właściciela: ,,zostaw ją, poleży i się wyliże". Głupota ludzka nie zna granic. Już wtedy wiedziałam, że drugiego kociaka nie zostawię. Został u nas, w nocy wstawałyśmy z mamąna karmienie, masowanie brzucha, wychował się taki łasuch :O
Ostatnio poddałam go kastracji, bo mama nie chciała go wypuszczać na dwór (mieszkamy na wsi). Za bardzo się z nim zżyła i boi się go stracić. Tak wygląda jego historia w skrócie.
Karmimy strzykawką:

Tu jeszcze z siostrą - już sama potrafiła pić:

Na grzbiecie Ikara:



