Wczoraj nastąpił niesamowity przełom w życiu Gryzi [w moim zresztą też].
Podczas wybiegu wzięłam ją na ręce. Nawet się zbytnio nie wyrywała, była o wiele spokojniejsza niż zwykle. Trochę po mnie połaziła, podgryzła ucho, wkopała się pod bluzę, aż w końcu położyła się wygodnie i przymknęła oczka.
Nieźle się zdziwiłam...bo od kiedy to moja zdziczała dziewuszka kładzie się czekając na mizianko? Podrapałam trochę za uszkiem, po polikach, między oczkami, aż w końcu moja klucha zaczęła pulsować oczkami! Nagle zrobiło mi się gorąco, bo takiego widoku nie widziałam od baaardzo dawna [od śmierci Buni mniej więcej]. Pulsowała tak jakieś 10 min., a później usnęła. Po jakiś 30 min. odniosłam ją do klateczki.
Z dnia na dzień jestem coraz bardziej pełna podziwu. Szczury to niesamowite, niezwykle inteligentne stworzonka. Gryzia jest na to żywym dowodem. Gdy była malutka [jeszcze przed trafieniem do mnie] była zdziczała i nikt jej nawet nie próbował oswoić. Podejrzewam nawet, że się ktoś nad nią znęcał, stąd ta nieufność to ludzi. Szczurcia jest już ze mną od baaardzo dawna, a nigdy nie dała się na tyle oswoić by spokojnie usiedzieć na rączkach. Dopiero po operacji zrozumiała jak bardzo się o nią troszczę i, że zrobię dla niej wszystko. Ona odwdzięcza mi się tym samym. Przez te kilka tygodni dzielnie znosiła zastrzyki i smarowanko. [a właśnie ranki już niemal całkowicie wygojone
]
Być może wyolbrzymiam i dla niektórych moje słowa wydadzą się dziwne, jednak dla mnie zwierzaki są wszystkim i zawsze będę kochać je nad życie. A zrozumieć to może jedynie człowiek, który ma/miał zwierzęta [chociaż niekoniecznie] i kocha je tak jak ja.
A ponieważ cała "akcja" odbyła się wieczorkiem, a zdjęcia z fleszem w moim aparacie wychodzą beznadziejnie to wszystkie fotki mam bardzo słabej jakości...
poza tą [która też nie jest rewelacyjna
]:
Pozdrawiamy