Wczoraj po basenie nie mogłam się pozbyć wody z ucha, wreszcie dałam za wygraną.
Przyszła na wieczorne pieszczoty Shenzi, wsadziła niuch w ucho, pociągnęła łapkami za płatek ucha i... woda wypłynęła!
Uśmialiśmy się z mężem, kiedy podawałam niebieściakowi lek w kulce ziemniaczka i potem żurawinkę na zniwelowanie paskudnej goryczy, bo w tym czasie ośmiokrotnie odkładałam białaskę na wierzch klatki, a ona biegusiem była ponownie przy koleżance i tak w kółko.
![Cheesy :D](./images/smilies/cheesy.gif)
W końcu zamarła na klatce z uniesiona w górę, zastygłą w geście bezradności łapulą i z bezbrzeżnym zdumieniem pomieszanym z oburzeniem, malującym się na pyszczku Białego Puszku.
Mąż się rozsierdził, skoczył do mnie z pretensjami i przytuliwszy do siebie pokrzywdzonego białego misia, pocieszył listeczkiem bazylii maźniętym kartofelkiem i zwiniętym, by żarłoczek myślał, że ma więcej...
Rano niedaleko miseczki z wodą znalazłam kropelkę krwi; okrągłą, niezastygłą. Wczoraj w nocy się skaleczyłam, ale gdyby to było moje, pewnie by od nocy zaschło...
Sprawdziłam panny: u Martini nic, u Shenzi nie widzę pazurka przy tylnej łapce i jakby ciut nieharmonijny ruch. Wydaje się, że nic więcej
Wrzuciłam 2 - minutowy filmik na weekend z Martinką i Shenzi, zapraszam
http://www.youtube.com/watch?feature=pl ... uBHNjnTeA0