Kochał sypiać w swojej rurze, z której zawsze wystawał jego ogonek, i błyszczały czerwone oczy.
Był chodzącym argumentem przeciwko testom na zwierzętach. Mimo że przez większość życia cieszył się dobrym zdrowiem, jego psychika była poważnie pokaleczona.
Cieszyłam się, że 28 maja będziemy świętować podwójne urodziny razem z Newtonem, ale dwa dni temu zobaczyłam że Edison nie rusza tylnymi łapkami, miał trudności z poruszaniem się, ale wciąż pełny energii, kiedy chciałam go bliżej oglądnąć ugryzł mnie w palec tak, że krew tryskała w każdą stronę i uciekł do swojej ukochanej rury.
Wczoraj już nie chciał nic jeść ani pić, coraz ciężej oddychał. Dzisiaj rano podjęłam decyzje, że jak wrócę ze szkoły zabiorę go do weterynarza, skrócę to wszystko. Kupiłam mu nawet jego ulubionego gerberka z nadzieją że się skusi ten ostatni raz. Ale jak wróciłam nie było już Edisona, tylko jego zimne ciałko leżące przy wyjściu z jego rury...
Jeszcze to do mnie nie doszło. Okropnie boli to, że odszedł nigdy nie przekonawszy się do człowieka... Patrzę na wciąż bolący ślad po ugryzieniu i nie mogę uwierzyć że jego sprawca jest już w szczurzym niebie. Powinien mieć tam dobrze, należy mu się. Mam teraz wielką nadzieję, że naprawdę jest jakaś druga strona, i teraz Edison biega z innymi szczurami nie pamiętając w ogóle o czymś takim jak laboratorium, bo jeśli istnieje jakakolwiek sprawiedliwość to musi tak być.
