Jesteśmy, kochani... żyjemy, i staramy się śledzić na bieżąco wydarzenia w zaprzyjaźnionych tematach na forum. A że u nas w temacie cisza - cóż, czasu nie miałam ostatnio wolnego za wiele, i jakoś zresztą nie sprzyjał pisaninie...
Miesiąc mija jak nie ma już naszego kochanego niebieściaczka, a nam wciąż trudno przywyknąć do jego braku w domu. Uczymy się jego nieobecności razem z Shenzi, dla której jak się okazało, Martini była oczami i uszami, ożywiającą iskierką wiodącą poprzez niewyraźny, zamazany świat białaska...
Nie wszyscy wiedzą, że nie możemy już więcej dobierać ogonków

; leki przeciwalergiczne zrobiły zbyt wiele nieodwracalnego zła u naszej córki i jej zdrowie musi być naszym priorytetem. Szczerze myśląc, w trosce o białaskę, rozważałam nawet dołączenie jej do czyjegoś stada, ale zostałam przez rodzinę zakrzyczana a pomysł okrzyknięto jako prawdziwie nieludzki wobec Shenzi, wcześniej już raz oddaną. Patrząc w rozszerzone niedowierzaniem i oburzeniem oczy córki prawie że widziałam siebie za ileś lat w jakimś domu spokojnej starości
Prędzej chyba pozwoliliby mi przyjąć dla Shenzi malutkiego szczeniaczka, skoro przedtem półtora roku swego życia spędziła tylko z psem... Ale też chyba nie będziemy już ryzykować
Shenzi jest więc z nami i dajemy jej siebie, na ile tylko można, traktując z tkliwością, dbając o jak największą bliskość między nami; śpi w naszym łóżku kiedy chce, a my staramy się o rozrywki i nowe przyjemności dla niej. Jak zbyt długo się zaszywa w domku, bierzemy śpiocha na ręce i miętolimy w dwójnasób. Jest już niej taki pieszczoch jak Martini, podobnie przymyka oczka i rozwiera paluszki łapki trzymanej na ludzkim ramieniu, tuż przy rozanielonym pysiu ...
Apetytu nie straciła, co i cieszy, i nie. Nie zwyżkuje na wadze, ale z uwagi na obawy o jej stan psychiczny po śmierci koleżanki nie poddaliśmy jej dietetycznym restrykcjom, więc także i nie schudła. Może teraz spróbujemy, co będzie oznaczać nasze posiłki w innych pomieszczeniach.
Jak ją ostatnio odrywałam od swojej kanapki, to wraz ze spożywczym łupem w szponach wszystkich czterech kończyn. Nie ustaje w polowaniach na to, co niedozwolone
Lubię zaglądać do niej do domku, wziąć w dłonie i wygłaskać w rękach, a ona aż cała się wije i zadowolona nadstawia do pieszczot brzuszek, wszystkie łapeczki, zupełnie jak małe kociątko. I nie przeszkadza jej nawet, gdy się ją uniesie wysoko w górę, tylko się przekręca to w tę, to w tamtą stronę, byle człowiek nie ominął żadnego skrawka szczurzego ciałka.
Trochę fotek; na ostatniej ma prawie migrenową minę z powodu tej fotograficznej sesji.
Pozdrawiamy!
