W środę 13 czerwca odebrałam moje malusieńkie słodziutkie prześliczne stworzonko. W drodze do domku niestety okazało się, że ma jajeczka prawdopodobnie wszołów, więc odwiedziłyśmy od razu weta, który nota bene nawychwalał jej cudowną wprost urodę. W domu niunia z początku się bała, jednak po krótkim czasie przytulała się do nas i zasypiała słodziutko na rękach. W klatce siedziała spokojniutko, jadła, spała, obserwowała co się dookoła dzieje. Malutko jadła, ale brałam to na karb nowego miejsca, strachu, oddzielenia od rodziny. Na rękach zasypiała wtulona. Tak też było wczoraj. Leżałyśmy sobie na łóżeczku, mój maluteńki skarbek spał mi na brzuchu, przykryty nieco moją ręką, aż nagle ni stąd ni zowąd wystrzeliła jak z procy na wersalkę. Dostała jakiegoś straszliwego ataku, zaczęła odchylać łepeczek do góry, gryźć własne łapeczki. Od razu wsiadłam w samochód i pojechałam do weta. W drodze ok. 5 minutowej malutka zaczęła się ślinić. Wet podejrzewał atak padaczkowy - dostała (jeśli dobrze spamiętałam nazwę) Deksametazon. Miał zacząć działać w ciągu godziny, przed samym wejściem do mieszkania moja malusia cudowna perełeczka umarła

Goldust, Dusty, Dziudziunia... moje malutke złote Słoneczko zgasło.... Potworna tragedia... Potworna nieodgadniona tragedia... Żebym chociaż miała najmniejsze pojęcie co jej było, co mogło do tego doprowadzić... Ale nie mogłam zdecydować się na sekcję... Nie mogłabym pozwolić pokroić tej kruszynki...
Nie mogę się pozbierać, taki malutki szkrabek, który miał zaznać u mnie raju, wraz ze swoimi nowymi, starszymi siostrzyczkami, które nawet nie zdążyły jej jeszcze poznać

Moje kochane maleństwo... Mój słodki pysiuniek...



Bardzo dziękuję Szalooonej ze szczury.org, od której miałam maleństwo, za wsparcie...
Żegnaj moje ukochane, słodziutkie maleństwo. Mimo tak krótkiego czasu, będziemy za Tobą ogromnie tęsknić :[
[*][/b]