Ja zapraszam serdecznie, lubię gości mieć

Więc proszę bardzo, zapraszam!
A my się łączymy.
Wczoraj puściłam chłopców na wspólny wybieg. Najpierw Wąglik z Mikrobem, optymistycznie założywszy, że będzie najłatwiej. Zapomniałam o jednym, drobnym szczególe.
Mikrob ostatnio robi jakieś drobne rewolucje. Nic spektakularnego, ale ciągle siedzi na Speedym, przewraca go, dominuje.
No i najpierw Wąglika nie zauważył i przetoczył się w niego przypadkiem, potem zauważył i... skoczył. Zdominował go w kilka sekund, ale i tak co chwila były burdy. Mikrob napuszony (!) łaził za broniącym się (!) Wąglikiem i bezlitośnie przewracał na plecy. Kiedy dorzuciłam do tego Speedy'ego... Haszczak znieruchomiał. Akurat chwilę Mikrob dał wytchnienia czarnuszkowi, więc Wąglik obwąchał Speedy'ego... Bez zmian. I tak to trwało. Potem rozpoczął się kolejny etap sparringu, a Speedy... Nieruchomo

W końcu, nagle, coś się odmieniło i Mikrob z furią (!!) naskoczył na haszczaka. I w zasadzie to się nie zmieniało za bardzo. Limfocyt dorzucony do młynka zachowywał się jak rozemocjonowany fan boksu, któremu przez przypadek udało dostać się na ring. I bardzo chce widzieć walkę, ale boi się, że dostanie w zęby

.
A potem z drżącym sercem do kotła dorzuciłam moje wypieszczone i wyniuniane srebrne (które wrednie bije Wąglika, ilekroć ten się zbliży do klatki).
Najpierw po sobie przebiegli, nie zauważywszy się. A potem noski zaczęły się poruszać i stworki, faktycznie już jednakowo duże, odwróciły się powoli do siebie.
I jak nie skoczyły sobie do gardeł!...
Nie ingerowałam dzielnie. Mimo iż prawdopodobnie więcej nerwów mnie to kosztowało, niż ich. Ja nie mam do tego zdrowia...

Po chwili przewalania się Piksel czmychnął mi na kolanka, merdając wściekle ogonem (a jeszcze bardziej, kiedy zostawiłam go samego, żeby sobie radził, ile można za maminą spódnicą...), Mikrob rzucił się na Speedy'ego i stali słupka, boksując się wściekle, a Wąglik tuż obok, napuszczony i strzelający wściekle zębami...
Po chwili uznałam, że dość, zwłaszcza, jak dorosła trójka zlazła z łóżka, gdzie miałam gorszą kontrolę. Piksel czmychnął za poduszkę, obrażony, a wzięty na ręce nawet chętnie wrócił do klatki...
Część drugą odłożyłam na dziś, uznałam - powoli. I wrzuciłam ich do wanny, wcześniej poprosiwszy współlokatorkę, by mnie przy tym wszystkim trzymała za rączkę i pocieszała, że wcale się nie mordują

.
I co?
Nie dość, że wanna nie zestresowała ich wcale tak, jak zwykle, to sami sobą też się nie przejęli. Ba, po kilku minutach Wąglik i Mikrob się przyjaźnie wyiskali, trochę niepewnie Piksel krążył, ale generalnie był luz.
Więc wrzuciłam do małej klatki.
I nic.
Wąglik namiętnie iska Mikroba, czasem stójkują z Pikselem, ale też bez szału. A raz nawet Wąglik nieśmiało zlazł, dupką się ustawił do dupki Piksela i tak sobie spali.
Najbardziej zdenerwowany sytuacją jest Pixie, czujnie śpiący z otwartymi oczami.
Zostają na noc w małej klatce. Wish me luck
