A z transporterem to całkiem inna historia - żałuję, że zdjęć nie poczyniłam

Otóż pomyślałam, że zacznę przyzwyczajać dziewczęta do zamknięcia. Wpierw wydawało mi się to głupie, no bo co może być takiego niesamowitego w transporterze? Otóż - wszystko! Postawiłam otwartą skrzynkę na łóżku, scury się zbiegły i zaczął się targ "a co to? a do czego to? a co można z tym zrobić?" jedna przez drugą głowę wyciągały

czyjś ząb nawet nagryźć próbował - normalka. Wzięłam Gytię w garść i wsadziłam do transportera. Nawet nie wiem jak-kiedy-w jaki sposób znalazła się na zewnątrz. Wzięłam Gretę w garść i wsadziłam do transportera. Nawet nie wiem jak-kiedy-w jaki sposób znalazła się na zewnątrz.
I tak kilka razy.
Ułożyłam transporter bokiem - tak, żeby można było do niego swobodnie wejść i wrzuciłam do środka pestki dyni - chytry plan
I teraz najlepsze. Moje autystyczne dziecię, Gandzia, zabezpieczając tyły (jeden pazur jednej stopy na łóżku) wyciągnęła się na jeszcze jedną swoją długość, końcem języka (serio!!!) sięgnęła pestkę i przysunęła bliżej, złapała w paszczę i tyłem wycofała się do klatki. Z jednej i drugiej strony, Gytia i Greta zaglądały jej przez ramię i, jestem pewna, dopingowały "no jeszcze 3 mm, jeszcze 2". Same się nie odważyły spróbować. Gandzia pobrała wszystkie pestki, za każdym razem tym samym sposobem. Stałam, patrzyłam i łzy mi ciekły ze śmiechu

P.S. 24 godziny non stop???
