Urodziła się w lutym wraz z miotem interwencyjnym u mnie w domu. (pierwszy mysi poród). Ciężarna mama przyjechała do mnie, aż z Gliwic. Beba ważyła ok 10 gram. Była malutką, chorą myszką, która nigdy się nie poddawała. Mimo problemów z koordynacją ruchów, błędnikiem itp zawsze biegała sobie, bawiła się i jadła.

Dane było jej przeżyć tylko 7 miesięcy. Jeszcze przecież niemal przed chwilą nic nie wskazywało, że nigdy jej więcej nie zobaczę.
Otworzyłam parę minut temu klatkę i patrzę, że coś leży w bezruchu przy drabince. Od razu wiedziałam, że to Beba, bo małym tułówku.



Najbardziej mnie boli, że nie mogłam się z Nią pożegnać.
Mam nadzieję, że umarła sama (żyła od urodzenia w zgodzie z siostrami i koleżankami) i jej nie zagryzły. (są dwa razy większe).

