O mój Boże. O mój Boże. O mój Boże.
Wczoraj sporządziłam pannom piękny wybieg

Rozrabiały troszkę, ale dało się przeżyć. No i tak jak to Inusia ma w zwyczaju od razu się na mnie wspięła i zaczęła po mnie łazić

No to ja się tak jej przyglądam i zaczęłam się zastanawiać czy bym ją podniosła. "A słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami"

Podniosłam ją! No ale głaskam ją po brzusiu, patrzę i oczom nie wierzę! Guz!

Mały, ale guz! Przed prawą tylną łapką

Przestraszyłam się strasznie, ale było już za późno na weta. No więc dziś rano ja się tylko obudziłam do mojego weta najbliższego ale było zamknięte...ech... przyszłam do domu, pogadałam z dziewczynami i przypomniałam sobie że jest jeszcze inny wet, troszkę dalej ale jest. (
Emi i
Norka, to ten o którym pisałam na pytaniach przed adopcyjnych

) Zawsze chodzę do niego, ale byłam taka zdenerwowana, że chciałam iść już gdziekolwiek, byle się czegoś dowiedzieć. Zapakowałam niezadowolone szczury do transpoterka i poleciałam jak wiatr. Oczywiście po drodze, nie było człowieka który by się nie oglądnął... (oczywiście brzydkie słowa zastąpię ładniejszym odpowiednikiem

)
Pani z dzieckiem:
-Patrz Kacperku, dziewczynka ma myszki!
Jacyś pijacy:
-O kutwa, ale ma szczura!
Pan z rowerem:
-Co to, szczury?
-Tak.
-A chociaż mądre?
-I to bardzo.
Jakieś dzieci:
-E, patrzcie, ma szczury!
-No, ale jakieś brzydkie!
-Obleśne!
-E tam nawet spoko!
Pan w kawiarni do żony:
-Patrz kochanie, ma trzy myszy, nie, świnki morskie, nie szczury chyba...
Starsza pani:
-...
Nie odezwała się słowem, popatrzyła tylko z dezaprobatą...
Dobra. Doszłam już do weta. Otwarte! Weszłam i ze zdziwieniem stwierdziłam że nikogo nie ma. Widać soboty mniej chorowite

Pan doktor siedzi za ladą i się na mnie patrzy. Przywitałam się z nim, on ze mną i powiedział żebym zaczekała. No więc wysłuchałam jego rozmowy przez telefon, z jakąś panią która najwidoczniej nie rozumiała co to znaczy karma dla kota "d/c". Po piętnastu minutach gdy pani była już usatysfakcjonowana swoją wiedzą na temat zdrowego żywienia kotów po kastracji pan zaprosił mnie do gabinetu. Ponownie zapytał co się stało a ja grzecznie opowiedziałam całą historię. Gdy tylko dowiedział się że Inka gryzie ubrał rękawice. O, nie, nie, nie, ale nie takie zwykłe! Wyglądały tak jakby pan miał w nich łapać rozjuszonego, wściekłego tygrysa który uciekł z zoo, a nie badać małego szczurka! Chyba po prostu pan strachajła

No więc zbadał ją i wydał ostateczny wyrok: "Gruczolak! Trzeba usunąć!"

Oczywiście pani która weszła do gabinetu zważyć i zapisać panny w komputerze wyjaśniła, że "to groźne i trzeba usunąć, bo potem urośnie taaaaaakie wielki i będzie boleć i przeszkadzać". No to usuwamy póki małe i nieszkodliwe! Jesteśmy zapisane na operację na środę na 16.00. Błagam trzymajcie kciuki! Och, niech wszystko pójdzie dobrze, niech wszystko pójdzie dobrze!
