Xiao, ale fajnie że jesteśmy imienniczkami

Aparat to lepiej do ręki sobie na stałe przykleje bo ja o nim zapomnam ciągle
Dziś u nas były " te dni" te złe niedobre, które zmieniają każdego szczura, rujka w pełnym składzie. Roxy jest niedotykalska, o braniu na ręce nie ma wtedy mowy. Lili zaszywa się w hamaku i wystawia tabliczkę - nie ma mnie do odwołania, Zosia jest jeszcze bardziej nadpobudliwa, skacze, biega i szaleje cztery razy bardziej niż zwykle, a Jay jak się dziś okazało staje się agresywna.
Wpadłam dziś do dziewczynek, zawołałam - nie wyszła żadna ocho coś jest na rzeczy. Ogarnęłam półeczki (naprawde zainwestuje w pokrowce na półki i w psie maty higieniczne) bo dziewczynki sikają jak najęte i patrze gdzie to się maluchy pochowały. Z hamaka wyjrzała Lili, zaspana i jakaś taka nie swoja od razu widać co ją dopadło. Wsadziłam dłoń do hamaka pogłaskałam, ale odepchnęła moją dłoń nosem to się wycofałam. Sięgnęłam po dropsiki, jak tylko coś zaszeleściło pojawiła się Zosia, nakręcona jak mały samochodzik niczym pająk po prętach głową w dół zwinny skok na półkę i pędzi do otwartych drzwiczek z wyrazem na pyszczku " Co masz dla mnie? Co tam masz? Pokaż! Teraz! Już! Szybko! Ledwo włożyłam dłoń do klatki a ona od razu zaczęła pchać tego pyska po dropsiki, złapała i uciekła w kąt, Lili również podstawiłam dropsika pod nos. Dwie nakarmione wołam dalej - Roxy Jay.. szczurów nie ma, za to Zosia pakuje się na mnie na ramie na dłoń i próbuje podkraść resztę dropsików. Niestety skutecznie jej to udaremniłam więc zostałam przepatrzona w inny szczury sposób, zajrzała mi do ucha, do nosa, zainteresowały ją moje rzęsy oraz dotarła do ust, a jak! No taka radość! Otwiera łapką, drapie w końcu się poddałam, bo nie sposób było ją odgonić co się okazało powąchała polizała w warge dziabnęła i chociaż nic ciekawego dla siebie nie znalazła to teraz już wiem, by przed spotkaniem z nimi nie zjadać cukierków:) Po zabawie z nakręconym do granic możliwości szczurem odłożyłam ją i pokazała się zaspana Roxy również dostała dropsika i na nowo zaszyła się w hamaczku. Korzystając z okazji nachyliłam się i wsunęłam do klatki by spod półek jeszcze wybrać brudki ..i to było tego dnia złe. Nie wiem skąd tuż przed moim nosem pojawiła się napuszona Jay. No to ja raz dwa się zaczęłam wycofywać, a ona skokami do mnie się sadzi, co się dziwić nie proszona wepchnęłam się do ich domu. Żeby całkiem wysunąć się z klatki zupełnie nie myśląć oparłam się dłonią w środku, a ona widząc łatwy cel zaatakowała, dziabnęła raz drugi no to ja rękę czym prędzej zabieram, ale gdzie tam ona jest szybsza dorwała mnie na nowo złapała w łapki i zaczęła obgryzywać jak kukurydze dziabała raz za razem i jak zabierałam dłoń to już razem z napuszonym rozjuszonym szczurem. Jay naszczęście nie kąsała do krwi ale kilka razy i tak zabolało. Zosia zdezorientowana aż usiadła patrząc na to co jej siostra wyrabia "Jay dlaczego ją gryziesz? Ona daje dropsiki!" Jay jednak nie oderwała się ode mnie " Cicho szczylu! To wróg jest ! Nie widzisz! Domu naszego bronie! To nasz teren! A masz paskudo! jeszcze tu i tu cię ugryze!" Ostatecznie wyjęłam z klatki dłoń wraz ze szczurem. Nie podobało mi się to ani jej bo położyła aż po sobie uszy (szczury tak wogóle robią? Wyglądało to dosyć zabawne) Jednak poza klatką przestała kąsać zwinęła się w kłębek na kolanach i drżała lekko, a ja ją głaskałam. Po dziesięciu minutach zostałam łaskawie liźnięta i Jay wróciła do klatki - pierwszą rzeczą było odegranie się na siostrze i wyrzucenie jej z hamaka

Takie to u nas były dziś rujkowe dni.