Byłam w Canisie, to jest malutka "klitka" weterynaryjna, akurat mam kilka minut z pracy, byłam bez szczurów i prosto z mostu zapytałam, jakie mają doświadczenie z opieki nad szczurami. Akurat był młody weterynarz, który od razu mi powiedział, że on nie ma żadnego, jest od psów i kotów, i jeśli chce, to powinnam przyjść kiedy będzie jego szef, który zajmuje się też gryzoniami. Spodobała mi się szczerość (i nie kłamiąc, ceny, 20 zł za przegląd 2 szczurów, a jak wspominałam wcześniej, kryzys się u nas odbija...) i poszłam z chłopakami kilka godzin później. Nazwiska lekarza nie przytoczę, bo mi się przedstawił dość pobieżnie, ale starszawy pan, nieco dziwak, ale sprawia wrażenie, że wie co robi. Ściury osłuchane (ale w szoku były, oczy im prawie na wierzch wyszły, ale ani drgnęły podczas badania), temperatura zmierzona, wymacane, zważone. Wszystko w normie (Bubek może nieco schudnąć, ale ciężko powiedzieć, otłuszczony jakoś specjalnie nie jest) - kichanie niegroźne, podawać dalej tran i vibovit, powinno przejść, jeśli nie - zapowiedziałam, że pójdę do specjalisty, na co pan doktor tylko przytaknął, co też mi się bardzo spodobało. Był nieco w szoku, że wiedziałam, że szczury są stadne, potrzebują dużej klatki, są chorowite, narażone na nowotwory, guzy... co świadczy niestety o jego klientach

My w każdym razie stosujemy się do zaleceń.
Niesamowite, jak w ciągu 2 miesięcy (od pierwszego ataku) dzieciaki się zmieniły. Cieszę się, że nie wykastrowałam Belzebuba. W klatce, kiedy jest senny to moja ukochana lizawka - ja go czochram za uchem a on mnie liże po dłoni i robi mi manicure. Alucard też liże, ale on raczej kładzie po sobie uszka i wyciąga mordkę, żeby go głaskać. Na wybiegu Bubusiek jest pierwszy do człowieka, gdzie my, to i on, wspina się, zaczepia, iska, często się kładzie obok nas, już nie zakopany w najciemniejszych zakamarkach, ale obok. No i nadal niesamowity histeryk, miziany i całowany piszczy w niebogłosy jakby mu się nie wiadomo jaka krzywda działa, a puszczony wolno, wraca i domaga się jeszcze, jak dziecko

Alek pozostał Alkiem, moim małym romantykiem, szczurem autystycznym (który nagle przypomniał sobie, ze trzy miesiące temu miał norkę w mojej kanapie, a nie mając do niej dostępu zaczął sobie wygryzać nową, obok... BlackRat, wybacz, ze tak często używam Twojego określenia, ale to właśnie pasuje idealnie), który potrafi się postawić jak trzeba. Rodzeństwo ma swoje utarczki, czasem głośne, pełne pisków i skrzeków, ale dużo rzadziej i spokojniej niż wcześniej... Może to nadchodząca zima? A może miałam szczęście i ich dojrzewanie przeszło tak szybko i bezboleśnie?
Trudno mi uwierzyć, ze zaraz będą miały rok, pewnie półmetek ich życia. Zostały członkami rodziny, nieodłączną częścią mnie, kocham te podłe gnoje zżerające mi kanapę.
Ach, sentymentalna się robię. Wszystko przez ten cholerny śnieg.