Tradycyjnie wypuściłam wczoraj moje dziewczęta, żeby pobiegały sobie po pokoju. Jako, że była u mnie szczuroodporna koleżanka, siedziałyśmy w pokoju rozmawiając, spożywając chipsy. Pomimo moich ostrzeżeń, koleżance dziewczyny ukradły parę chipsów (piszę, to, a nuż okaże się przydatne do diagnozy..). Zosatwiałam je w spokoju,tradycyjnie były bezczelne właziły na nogi, głowę, upierdliwe jak mało kiedy. Wyszłam na zajęcia i zostawiłam je w pokoju, bez nadzoru. Po poworcie do domu, zaczęłam wołać je 'do łóżka', kusic dropsami (taki nasz wieczorny rytuał : ja cmokam, a one przylatuja żeby zostać odransportowane do klatki i dostać dropsa jogurtowego) ale cmokałam i cmokałam, żadna nie przyszła. W kończu wypatrzyłam Vilkę za kanapą, która czaiła się, żeby wziąć dropsa, ale nie musieć do mnie podchodzić. Złapałam je, włożyłam do klatki, zapomniałam o sprawie. Dziś znowu wypuściłam, szczurki, zasiadłam do nauki, i żadna do mnie nie przyszła, co jest pewnym novum. Boją się mnie, boją sie chodzić po pokoju, jak muszą wychodzić na wolną przestrzeń, to chodzą całe spięte, na niskich nogach. Pod bluzką albo udają, że są nieżywe (Aguti) albo próbują uciec (Vila). Nic w pokoju nie zmieniło się, wczoraj nie zrobiłam nic, co mogłoby je przestraszyć (zawsze były bardzo odważne, śmiało wchodziły na wszystkich znajomych i nieznajomych.) Są ze mną od 1,5 roku, nie wiem, co się dzieje? Zapakowałam je do klatki, zasłoniłam kocykiem, co robić dalej?
