Wiec od poczatku. Fredek ma... mial...

Ok. 2 miesiace temu zauwazylysmy z Mama ciemnoczerwony obrzek na jego tylnych lapkach i wzielam go do weterynarza. Okazalo sie, ze jest to typowe dla szczurow schorzenie, tzw bumblefoot, i zaczelo sie dlugie leczenie Fredka. Dostal antybiotyki w zastrzyku (parodniowa seria) i masc na lapki, polecenie opatrunkow itp. Jedna lapka sie w koncu wygoila, z druga meczylysmy sie do tej pory, ale wygladalo ze zdrowieje. W bardziej chorej lapce zbierala sie ropa i rana krwawila.
Fredek w tym czasie schudl, jego futerko zrobilo sie zmierzwione, i z malej kulki energii stal sie bardzo osowialym zwierzatkiem. Dalej kochal pieszczoty, ale o bieganiu nie bylo mowy. Mial gorszy apetyt. Mial lepsze i gorsze dni.
Do tego na jego skorze (na boku) pojawila sie dziwna, czarna plama, co do ktorej nasza weterynarz nie miala pewnosci. Sugerowala grzybice, jakas reakcje na antybiotyki, zapisala masc i we wtorek mielismy przyjsc znowu. Brala pod uwage jakies zmiany nowotworowe, ale nie byla o tym przekonana.
Dwa razy w ciagu jego choroby, ostatnio wczoraj, Fredek dostawal jakby napadu szalu. Nagle rzucal sie w bieg po calej klatce, byl jak w transie, nie dawal sie uspokoic. Gdy to sie stalo wczoraj, Mama otworzyla klatke, a on doslownie wyskoczyl jej na rece i ledwo dal sie przytrzymac. To bylo dziwne, bo poza tym malo chodzil ze wzgledu na chore lapki. Po ok. 10 minutach uspokoil sie.
A teraz nadchodzi smutny koniec mojej opowiesci. Malutki wydawal sie byc w normalnym humorze, widzialam go doslownie na 5 minut przed koncem. Wyszlam potem z pokoju gdzie jego klatka stoi na polce (mamy dwa psy, wiec byla to koniecznosc). Mama wyszla akurat z jednym z psow. Uslyszalam jakis dzwiek z drugiego pokoju; po powrocie Mamy okazalo sie, ze Fredek otworzyl sobie klatke (co wcale nie bylo latwe, i nigdy tego wczesniej nie robil) i wyskoczyl z niej, najpewniej dokladnie tak jak wczoraj. Umarl od uderzenia o ziemie.
Jestem absolutnie pewna, ze Fredek nie wyszedl przypadkiem, ze nie chcial wyjsc na spacer po mieszkaniu - otworzenie klatki wymagalo sily, takiego ataku szalu jak wczoraj. On po prostu wyskoczyl.
Nie moge pojac, co sie stalo, skad te napady szalu, dlaczego moj szczurek skoczyl na pewna smierc? Jemu juz nic nie pomoze, ale ja chce wiedziec. Watpie czy od samej choroby lapek rozchorowalby sie do tego stopnia, zeby tak sie zachowywac. Juz nic nie wiem... Blagam, jesli wiecie co to bylo, powiedzcie mi, ulzyjcie mi jakos. Kocham zwierzeta i tak mi ciezko, gdy odchodza...
Z gory dziekuje i przepraszam, jesli to nie ten dzial.
