przychodzę napisać to i owo.
u szczuractwa ok, wreszcie żyją w miarę zgodnie, więc mogłam im umeblowac klatkę i całe szczęście się nie atakują. ehh tyle czasu, tyle nerwów, aż wreszcie się uśmiecham patrząc na nich

Cosmo dalej jest dziwny, ma swoje humorki. muszę go wziąć na przebadanie serducha, bo coś mi się nie podoba ostatnio.
Comet jak zawsze jest pocieszny, to taki maly wariatuńcio, wszędzie go pełno.
Sznycel dalej mnie nie lubi, ale o wiele łatwiej mi go już złapać, czasem jak śpi to go miziam przez pręty i nie zjada mi palców jak dostaje coś dobrego.
Fluffkowi guzek urósł, ale nie jakoś znacznie. ostatnio spi sobie na legowisku na tarasie i na mnie kuka, moje słonce malutkie.
psiak mój miał mieć w piątek amputowany boczny paluch, bo nie daje sobie obcinać pazurów (nijak sobie z nim nie radzimy z tatą, nie da się go utrzymać, ani po dobroci) i wrósł mu pazur mocno. ja cła w nerwach o narkozę jechałam z nim do lecznicy, psina mi się już w poczekalni napłakała.. a jak wyszłam z gabinetu.. ehh no była walka. ale wetka powiedziała, że amputacja jest bardzo bolesna przez kilka dni, więc zdecydowaliśmy się na razie obciąć pazur na głupim jasiu, wyjąć z opuszka, oczyścić. w dziurze po pazurku wetka 'zamontowała' lekarstwo, Primo dostaje antybiotyki, łapę przemywamy i smarujemy - walczy przy tym, ale po chwili widzi, że ze mną nie wygra i dajemy radę.
mysia, Aronna, ma jutro operację. ma sporego guza. niestety od stycznia zmarło 6 myszek z tego 'rzutu' i jest duże ryzyko.. ale guz bardzo szybko rośnie i już zaczyna przeszkadzać..
zdjęcia też mamy.
tak mieszkamy :
trochę szczuractwa :
trochę myszactwa :
i trochę psiny mojej biednej:

a tu bidna łapka:
prosimy o kciuki za gojenie się psiaka, za jutrzejszy zabieg mysi i za spokój w stadzie...

bo mi powoli zaczyna brakować sił.