Tak bardzo mi przykro, ja także czuję złość na panią weterynarz, która do tego okazała się świetnym przykładem obłudy
w czystej postaci. Jednego dnia mówiła, że wszystko wskazuje na to, iż będzie ok, a następnego: ja panu nic takiego nie mówiłam?! Ech, gdybyśmy mieli jakąś rozsądną alternatywę, gdyż czytając tak dramatyczne wpisy, można stopniowo wysuwać wnioski, że do weta należy chodzić jedynie w ostateczności. No ale co dalej? Nie pójdziemy - będzie źle, pójdziemy, mamy iskierkę nadziei, choć także może być źle. Ileż tego się słyszy, że mimo przeprowadzonego zabiegu, wszystko odbyło się sukcesywnie, a po 2-3 dniach następuje śmierć ulubieńca. Najlepiej chyba byłoby samemu studiować weterynarię pod kątem maluchów i ich chorób, medykamentów, przeprowadzania kuracji we własnym zakresie, bo wygląda na to, że strach jest dzisiaj przekazać zwierzęta w "profesjonalne" ręce.
Nie twierdzę, że są sami źli weterynarze bez serca. Jednak obserwując i wnikliwie czytając przeróżne fora o szczurach, przeraża mnie liczba podobnych zdarzeń.
Co do Twojej szczurci... szczerze współczuję. Łączę się w bólu, bo wiem co to znaczy.
Leć, Ogonku.
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
[*]