Przyszła kolej na mnie... Potrzebuje pomocy, rad i wsparcia.
Zacznę może od początku... Mam dwa szczurki (braciszki - rok i dwa miesiące), od samego początku żyją razem, razem śpią, razem jedzą z jednej miski, razem korzystają z toalety. Nigdy ale to nigdy nie było ani jednego pisku w klatce, nigdy nie było czegoś takiego jak dominacja jednego nad drugim, nie ma kogoś takiego jak alfa... Żyją w takim spokoju że aż to jest nieprawdopodobne... Są takie łagodne że muchy by nie skrzywdziły. Więc postanowiłam się doszczurzyć. I w niedziele przyjechały do mnie dwa maluszki (dwa miesiące), w poniedziałek odbyło się pierwsze łączenie... Wysmarowałam olejkiem waniliowym, puściłam na neutralny grunt, najpierw maluszki, później jednego starszego, po chwili kolejnego, były przerażone. Starsze myślałam że zawału dostaną
(starsze są z natury bardzo bojaźliwe i tylko wychodzą kiedy ja jestem w pobliżu). Chodziły obok siebie, były momenty że się obwąchały, że jeden po drugim chodził, gdzieś przez chwile w kupie wszystkie siedziały. Wsadziłam wszystkie cztery do transportera, po 10 minutach stresu położyły się wszystkie spać, mimo że transporter malutki to starsze w jednym kącie, małe w drugim, siedziały tak ponad 3 godziny. W tym czasie wyszorowałam klatkę, zawiesiłam NOWE półeczki drewniane, koszyki, hamaki (tu był pewnie mój pierwszy błąd bo nie powinno być nic, ale założyłam że skoro śpią już razem w transporterze to już się zaakceptowały) w klatce oczywiście wszystko przestawione. Wpuściłam najpierw małe, potem starsze. Małe uciekły na samą górę do koszyka, starsze na dole. Przespały cały dzień. Na wieczór dałam jeść, ale żadne nawet nie powąchało. Po czym jak to wieczorem towarzystwo małe (bo duże to są straszne lenie i śpiochy) postanowiło zejść na dół. No i się zaczęło. Starszy (Tajfun) rzucił się na małego, mały uciekł na samą górę. Nie podchodziłam do klatki. Za jakąś chwilę mały znowu spróbował, tym razem zakończyło się tym, że wyciągałam futerko z dzioba Tajfuna
Piski przeraźliwe
Małe ciągle w koszyku, patrzę a tam idzie do nich drugi starszy (Piorun), ja już w pogotowiu kątem oka patrzę a on wszedł do nich, małe w rogu koszyka na dwóch łapkach trzęsły się strasznie a on powąchał i się położył obok nich. Pomyślałam że przyszedł ich pilnować przed tamtym. Później zszedł od nich. Trzecie podejście małego zakończyło się tym samym co drugie i wtedy postanowiłam nie zostawiać ich na noc razem... Dzisiaj jest sobota, codziennie probujemy od nowa
z tym że wypuszczam je tylko na neutralne grunty (już zaczyna mi ich brakować), raz nawet się zdarzyło że wszystkie cztery spały pod moją bluzą wtulone, kolejnym razem to Piorun na neutralu zaatakował (mimo że wydawało mi się że już je akceptuje). I uwierzcie mi że to nie są stójki, pokładanie jeden drugiego na plecy, nie wygląda to na ustalanie alfy (której i tak nigdy nie było) tylko na wyeliminowanie intruzów
pościg za szczurem i dziab
krwi nie było jeszcze bo małe szybko zdążyły uciec. Ja już nie wiem co się dzieje. Cała dzisiejsza noc moja nieprzespana, bo tak się stresuje, właśnie pije melise i próbujemy dzisiaj wszystkiego od nowa, kolejny raz. Z tym że pożyczyłam klatkę, one w niej nigdy nie siedziały, wymyta, więc w niej tym razem próbujemy. Zdaję sobie sprawę że i szczurki są mega zmęczone tym wszystkim już i zestresowane. Proszę Was żebyście coś na to powiedzieli, skrytykowali to co źle robię i dali rady co dalej.