
Fota pt. „Robisz chilli? Daj, pomogę Ci posiekać”


Wszystko widzimy!

Śpiochy

Tu właśnie mamy cały świat, kiedy śpimy, o!







Żarłoki

Na pierwszej fotce jemy sobie kolację (nie bijcie za słoną szynkę, baby nie przepadają za wędlinami i wygryzają chlebek


Takie widoki to już rzadkość, skończyły się też miseczki z chrupkami czy wafelkami do poczęstowania – niestety trzeba wprowadzić nieco dietetycznych restrykcji ze względu na figurę Liwci. Reszta dziewczyn ma wbudowane hamulce, jeśli chodzi o jedzenie, zjedzą po troszku albo odłożą sobie na później, i wystarczy. Liwia, choć najbardziej wybredna (np. nie lubi mięsa, serka wiejskiego... wyobrażacie sobie?), ma też najbardziej nieposkromiony apetyt i raczej już więcej nie powinna przytyć. Także smakołyki zniknęły i są ściśle reglamentowane – bo przecież nie pominę jej jednej, prawda...? Dziewczyny są nauczone, że jeśli mamy coś dobrego do podziału, to każda dostanie swoją porcję i spokojnie na nią czekają, nie wyrywają sobie. Jak mogłabym wszystkim dać, a Liwci nie... bez ograniczeń jedynie warzywa, i to nie wszystkie. Oczywiście jeśli mamy zupę warzywną, jemy jogurt czy twaróg, to się dzielimy w ramach tego, co mogą zjeść. Rozpaćkane warzywa cieszą się niesłabnącym powodzeniem, twaróg także (ale też jest reglamentowany).







A teraz wieści trochę mniej wesołe: u Liwci zachodzi podejrzenie padaczki, tudzież innego dziadostwa pochodzenia neurologicznego... otóż jakiś czas temu zwróciły naszą uwagę dziwne pląsy: ślizganie się łapek i szybkie przebieranie nimi po kanapie (skojarzenie z moonwalk, nie tylko nasze), przewracanie się dupci na prawy bok, robienie kociego grzbietu i próba chodzenia na czubkach palców... żadnych innych objawów, apetyt w normie, wesoła, rozbiegana, patrząca tylko, co można zwędzić do żarcia. Zestrachani popędziliśmy do pani doktor. U której oczywiście nic nie dało się zbadać, bo nic się nie działo... może spadła, może się gdzieś puknęła, jak się ganiały... trudno skojarzyć przy 4 szczurach ganiających po całej chałupie. Liwia dostała w dupkę zastrzyk przeciwzapalny, na wypadek, gdyby to było coś po uderzeniu. No ale nie było. Przy 3 ataku skojarzyłam jasno, że pląsy występują wyłącznie, kiedy ktoś nas odwiedza... Liwia jest zdecydowanie najbardziej towarzyska z naszych dziewczyn, od razu biegnie zobaczyć, obwąchać, pakuje się na ręce. Szczególnie upodobała sobie dzieci – nie odstępuje ich na krok. I przy nich też pląsy były najsilniejsze... dostaliśmy na razie leki i za ok. 2 tygodnie idziemy na kontrolę. Trzymajcie kciuki, żeby to nie było nic poważnego...
Poza tym wszystko w porządku. Mamy parę dni wolnego, więc baby biegają od rana do nocy – no, powiedzmy, od popołudnia, bo ruszyć je rano z klatki jest średnio wykonalne


Coś się delikatnie zmieniło w naszych stosunkach z Kluską – a mianowicie, albo mi się wydaje, albo Kluszon okazuje lekką zazdrość





Jeśli już o psotach mowa – na Tulę nie ma mocnych. Potrafi wszędzie wejść, ze wszystkiego zejść, ominąć przeszkody (stanowiące skuteczne zabezpieczenie przed innymi dziewczynami) i naprawdę nic sobie nie robi z klaskania w charakterze straszaka. Po prostu widzę tę rozbawioną minę: „Klaszczesz? Jak lubisz, to se klaszcz, nie zabraniam...”


