W niedzielę odeszła moja ukochana Balbinka. Od środy dostawała zastrzyki, i już kolejnego dnia po pierwszym zastrzyku było o niebo lepiej. W sobotę ok 4 nad ranem jeszcze buszowała w mojej pościeli, a o 11 nie mogłam już jej obudzić. Żyła, ale ledwo łapała powietrze. Nie chciałam, żeby się męczyła więc zabrałam ją do weterynarza, żeby pomógł jej odejść. W sumie to zabrał ją mój brat bo ja nie dałam rady. Ostatnia niedziela była najgorszym dniem mojego życia.
Mam wrażenie, że to moja wina, że gdybym wcześniej zabrała ją do weterynarza wszystko byłoby tak jak kiedyś... Ale widocznie tak miało być
![Cry :'(](./images/smilies/cry.gif)
![Obrazek](http://i42.tinypic.com/2zszng0.jpg)