Nadszedł ten dzień, kiedyś w końcu musiał nadejść... Mój kochany mały Misio przegrał walkę z nowotworem. Od pół roku codziennie powtarzałam mu jaki jest dzielny i wspaniały, tyle cierpienia a Antoś, najukochańszy, najbardziej zżyty z całej gromadki, dalej jest ze mną. Walczyliśmy, ale guzy wracały, operacja, amputacja, nawroty, aż w końcu nic nie dało się zrobić... Pozwoliłam Tosiowi usnąć, moja kruszynka tyle w życiu wycierpiała, że to było najlepsze co mogłam zrobić. Usnął na rękach, spokojnie, choć w lecznicy, której tak bardzo się bał.

Dziękuję Ci Słoneczko, kocham Cię i zawsze będę Cię kochać.
Biegaj za TM, tam już czeka na Ciebie Stefanek, szczurki mają po 4 łapki i nigdy nic nie boli.