
Jest nas cała gromada: ja- Kamila, moi dwaj mężczyźni - większy Tomek i mniejszy Tymon oraz nasza mała szczurza armia. Do niedawna 3 ogonki, obecnie jedyne 18

Kiedyś, dawno dawno temu, miałam jedną szczurzycę - Sushi. Malutkiego albinoska. Nie wiedziałam wtedy zbyt wiele o szczurach, więc Sushi żyła sama, niestety. Co prawda większość czasu spędzała ze mną w kieszeni albo w kapturze, chodziłam z nią wszędzie - do sklepu, do szkoły, na spacery, ale wiadomo (teraz) - szczur zwierzę stadne. Niestety w pewne wakacje musiałam wyjechać za granicę i nie miałam możliwości zabrania jej ze sobą. Zostawiłam ją pod opiekę koleżance, lecz niestety, Sushi odeszła po niecałym miesiącu. Miała lekko ponad dwa lata. Miałam straszne wyrzuty sumienia, że zostawiłam ją przed samą śmiercią i przez bardzo długi czas nie chciałam już mieć więcej szczurów.
Aż do zeszłego roku.
Halo został wypatrzony podczas przypadkowej wizyty w zoologu. Mały szaraczek. Zakochałam się od razu i tym sposobem trafił on do naszego domu.
Przez pierwsze tygodnie mieszkał sam, później - bardzo mądrze - znaleźliśmy mu na necie koleżankę (tak, tak, wiem...), małą dumbo siamese.
Nazwana została Luna.
Mieszkali razem przez jakiś czas, aż ktoś mądrze mi uświadomił, że to, że szczur wygląda jak mały okruszek, wcale nie znaczy, że nie może mieć dzieci.
Na całe szczęście jakimś cudem do zapłodnienia nie doszło, za to z samym Halo było trochę przebojów. Nie będę się powtarzała, wątek o problemie jest tutaj: http://szczury.org/viewtopic.php?f=16&t=37902 . Niestety finał tej historii jest taki, że Halo znalazł nowy, dobry dom i ma się całkiem nieźle

Z racji tego, że Lunka została sama, znów zaczęły się poszukiwania towarzysza zabaw. Tym razem towarzyszki.
I tym sposobem trafiła do nas Mynia. Kolejny szaraczek - od razu się pokochały, nie było żadnych problemów przy łączeniu.
Oto i Mynia:
Mieszkały tak sobie dobre pół roku, aż nadeszła chwila, że musieliśmy się przeprowadzić znad morza pod Warszawę. Ech...
Tak czy siak, podczas którychś z kolei zakupów w zoologu, mój syn wypatrzył czarną puchatą dużą kulkę w rogu akwarium. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że ta kulka zostanie jednym z domowników. Do sklepu chodziliśmy regularnie, więc za każdym razem zerkaliśmy co słychać u puchatej kulki, a ona niezmiennie siedziała sama w kącie akwarium. Za którymś razem wróciłam do domu i opowiedziałam o kulce mężowi, który odpowiedział, że sam już się jej przyglądał, bo taka biedna, duża i samotna. Fakt, szczurek miał ponad 3 miesiące, ale wyglądał jakby miał z rok - wielki i potargany. Po kilkudniowej debacie ustaliliśmy, że zabierzemy go stamtąd, bo pewnie takiego dużego koczkodana nikt nie będzie chciał już wziąć.
Przybył więc Budyń, dumbo rex:
Puchata kulka okazała się facetem, ale pani w zoologicznym twierdziła, że jest wykastrowany (ktoś kto niby oddawał całą gromadę szczurów - w tym Budynia, udzielił jej takiej informacji). Nigdy nie widziałam wykastrowanego szczura i niestety nie przyszło mi do głowy wątpić w to, co powiedziała ta pani, mimo dziwnie widocznych jajek jak na potencjalnego bezjajowca ;] Pierwsze dni mieszkał osobno, nie mieliśmy kompletnie czasu na łączenie. Po kilku dniach zostaliśmy 'wezwani' nad morze, więc szczury zostały pod opieką znajomych. Wyjaśniłam im przez telefon co zrobić, żeby dobrze połączyć szczurki pod naszą nieobecność, aby Budyń nie był samotny, i zrobili wszystko jak należy. Niestety podczas łączenia z Luną i Mynią, Budyń zaczął się zachowywać w stosunku do Myńskiej zupełnie nie jak kastrat, znajomi zadzwonili pytając, czy tak ma być, a ja wcale nie dumna z poziomu swojej głupoty zdałam sobie sprawę, że jednak te widoczne jajka to był bardzo wyraźny znak.
I tak oto nasz niewykastrowany kastrat trafił na powrót do swojej klatki, ale co narobił, to jego...
Dnia 19 czerwca w godzinach popołudniowych na świat przyszły Myniaczki. Całe 15:
Ostatnio minął im drugi tydzień życia i wyglądają już trochę bardziej po szczurzemu:
To tak bardzo po krótce i ogólnikowo. Z pewnością na dniach dorzucę więcej zdjęć dużych i małych ogonków. Nie mogę ni cholery dojść co mają pod ogonami, dla mnie wszystkie wyglądają tak samo, co niby możliwe, ale jakże mało prawdopodobne.
Na pewno znajdą się zaraz tłumy chętnych do ukamieniowania mnie za te wszystkie perypetie, ale proszę w miarę grzecznie i jednocześnie informuję, iż zdaję sobie doskonale sprawę z tego co się stało i proszę, bądźcie tak mili i mnie oszczędźcie.
Na dzień dzisiejszy jestem zakochana we wszystkich małych kluskach i nie oddałabym żadnej. Czekam na jakieś jajka w zestawie, bo Budyniowa przylepa dalej samotna.
Mam też problem z jednym maluszkiem - widocznie odbiega wagą od reszty rodzeństwa.
Kupiłam nestle sinlac, dałam mu dzisiaj na palcu dwa razy, zjadł trochę, może się podciągnie. Zabieram czasem wszystkie z klatki, zostawiam tylko małego przecinka i ze dwa, trzy inne szczury, żeby mieć pewność, że się dopchał do cyca. Jeśli macie jakieś pomysły na to, czym go podtuczyć dodatkowo, pomijając sinlac, to bardzo proszę o info.
