No i wyjechałyśmy i wróciłyśmy…
Od 5 do 28 czerwca bawiłyśmy na zabitej dechami wsi. Ja trochę skorzystałam, upały zdecydowanie łatwiej znieść wśród zieleni, moje Kochane Kruszynki w niewoli ponad 3 tygodnie, choć czasem parę kroków pod mym okiem wykonać mogły.
Postanowiłam bazgrnąć jakąś mini-foto-relację – ku pamięci na przyszłość. Panny siedzą w rękawie i pomagają
A oto i pierwsze ujęcie na którym cokolwiek widać, Nefretete patrzy co się dzieje:

– ciekawość zwyciężyła.
Rubi oczywiście wolała spać, a że mój aparacik ma kryzys to odmówił mi współpracy.
Pierwsze dni były chłodne, więc kichałyśmy i piłyśmy vibowit.
Natomiast kolejne dwa tygodnie raczyły nas upałami.
A Panienki każda na swoim hamaczku:

A tu widać gałązkę z jabłoni którą bezlitośnie Panienki oskórowały:

– a tak prezentowała się nasza willa wyjazdowa w całości.

– czasami trzeba było też rozprostować kości

– a to moje ulubione, poczuły że pani mama niesie dropsy

(swoją drogą moja mama też je dopieszczała.. tu ziemniaczek, tu truskaweczka i wszystko co było pod ręką, ale nie przegadasz że za dużo bo przecież one tak biegną i wiedzą że coś mam i nie mogę im nie dać jak tak chętnie biorą, nosz…)
Dropsa trzeba zjeść:
I takich sobie parę ujęć zmęczonych upałem Ciur:

– i iskamy

– w największy upał chłodziła nas miska zimnej wody do której podchodzić nawet nie miałyśmy ochoty

– Rubi za to zawsze ma ochotę coś przekąsić, np. kraty namiętnie piłuje
I jeszcze jedno, próbowałyśmy ponownie zakosztować smaku wolności pod pilnym mym okiem.
Niestety Nef panicznie się bała wszystkiego poza domem więc po próbie zrobienia zdjęć gdy mi uciekła z trawy i wielkimi susami pobiegła na schody zaniechałam kolejnych prób swatania jej z naturą. A na osłodę dostała dropsa.
Natomiast Rubi zdecydowanie lepiej odnalazła się w dzikim świecie, choć też zbyt często nie miała okazji go eksplorować. Po pierwszej ciekawości i niepewnych krokach również pojawiały się lekkie obawy więc zaniechałyśmy dalszych niźli na schody wypraw.
Końcówka naszego pobytu pod znakiem deszczu i zimna i tak zleciało.
Teraz jesteśmy w domu z powrotem, mamy wybiegi i swoją większą klaciochę
