I znów chwilę nas nie było - przeprowadzka i praca (oraz praca, praca i jeszcze uczelnia). W telegraficznym skrócie:
Dziewczyny i chłopaki dobrze znieśli przeprowadzkę i z ciekawością zwiedzali nowy wybieg. Chłopcy najbardziej lubią wybiegi w sypialni - choć tylko na łóżku i w okolicach, to nie ma tam wrednych choler, które fukają przez kratki i próbują podgryzać, kiedy tylko któryś podejdzie zbyt blisko ich klatki
Od poniedziałku 28.10 trafił do mnie kolejny szczur. Przez pewien czas był u Pauliski, do której trafił z zoologa, gdzie został przyniesiony przez panią chcącą go oddać. U Pauliski został wykurowany z pasożytów i trochę podpasiony
W normalnych warunkach nie przygarnęłabym kolejnego szczura - przede wszystkim ze względu na trudności finansowe, z którymi się borykam (a tu jeszcze operacja Białej i Perełki niedługo), ale Wiesio jest tak bardzo podobny do mojego pierwszego, najukochańszego i najcudowniejszego szczura - Kapsla, że nie byłam w stanie mu się oprzeć. Jest starszym już, pełnojajecznym panem - na oko ma powyżej półtora roku, ale całkiem dobrze się trzyma. Po przyjeździe do nas był nieco nastroszony i przestraszony, ale od razu próbowaliśmy z TŻ-tem połączyć go z Fufkiem i Mortem. Z początku chłopcy puszczeni na kanapę ciekawie podchodzili i wąchali Wieśka, ale w pewnym momencie Morti zaczął stawać okoniem i próbował zdominować starszaka. Polatało trochę kłaków, Wiesio skończył z małym zadrapaniem na boku, a chłopcy od tej pory omijali go na łóżku szerokim łukiem. Co gorsza, nie dawali się też w żaden sposób złapać w moje łapki, pachnące starszym szczurem. Dopiero TŻ, który nie miał wcześniej Wiesia na rękach, połapał młodych i wstawił ich do klatki. Wiesio trafił do tymczasówki. Dwa dni później, kiedy udało się złapać chwilę wytchnienia (po jednej pracy, przed kolejną

), zaczęłam poważne łączenie. Wszyscy panowie wylądowali w wannie i zostali delikatnie umyci odrobiną szamponu pokrzywowego, po czym zostali dokładnie wytarci, włożeni do transportera i przeniesieni na łóżko. I tak siedziałam z nimi na tym łóżku przez prawie 3 godziny, dopóki TŻ nie wrócił do domu. Chłopcy nie kłócili się już zbytnio, więc zdecydowaliśmy się włożyć ich do jednej klatki i postawić ją na noc w sypialni - w razie, gdyby zaistniała potrzeba szybkiej interwencji. Na szczęście wszystko w miarę dobrze się skończyło - póki co nie ma między chłopami wielkiej miłości, tylko troszkę się na siebie boczą, ale nie robią awantur (w przeciwieństwie do dziewczyn).
Ryżową kulę, którą kupiliśmy im wczoraj w prezencie, obrabiali w wielkiej zgodzie:
Zdjęcia i historia Wiesia - najpewniej jutro - dziś już nie mam siły
