Maszko, futerko w tym tygodniu jej się w widoczny sposób poprawiło, przełysienia wypełniły, sierść złapała pierwsze błyski:) nawet golizna po sterylce zarosła
Karliczek bardzo ładnie się o to stara, zjadając wszelkie ku-zdrowotnościowe papki skwapliwie - o, tu przyssała się do arthroflexu humbaków :
Z owocami i warzywami jedynie, widać, że nie bardzo wie co począć, tj. porywa cokolwiek się jej podsunie, ale najczęściej nietknięte upycha w legowisku i na tym się sprawa kończy. Trzeba jej robić częste inspekcje;) Powoli próbuję ją przekonać do surowizny startej i wymieszanej z bezsmakową holle.
Ogonek, cóż, tragedii nie ma, jest sprawny, a najważniejsze, że oprócz strachu przed podnoszeniem, sklepowe doświadczenia nie zostawiły innych blizn na jej psychice. Jest stworkiem pogodnego usposobinia i kochanym do szczurów (już wiem, że ona Hugonkowi te stópki iska
, iska zresztą i liże i mnie z ufnością:).
Niestety, tak samo jak u Misia, po okresie ustępowania objawów, psiki jakby się zaczęły wzmagać – 12 dzień antybiotyku;/ Zastanawiam się czy nie jest to efekt stresów związanych z łączeniem;/
Ech, bo to, do którego nam przyszło, to bez wątpienia najbardziej frustrujące ze wszystkich szczupaczych łączeń. Moirena puszy się, fuka i rzuca za każdym zbliżeniem się Karliczka. Karliczek na początu obrał najlepszą strategię z możliwych: z główką schloną, wolniotko i demonstrując całkowitą uległość przysuwał się do Moiry. Jagodzin na to – fuk i rzut – Karliczkiem o ziemię
Teraz, kiedy Karlik wie już z kim ma do czynienia, poprzestaje na przykucnięciu w kącie i się nie rusza. Moiren w najlepszym wypadku osiada w przeciwległym boku klatki (spotykają się w chomikówce ), w najgorszym – fuk i rzut. Krew się nie polała, siedzę w pogotowiu, ale tak naprawdę nie wiem do czego Moir jest zdolny w obliczu istotki o tyle wątlejszej i delikatniejszej od siebie.
Wygląda to jakby coś więcej niż jej świadoma wola odrzucała Karliczka, czasami malutka siedzi,schowana w sobie, a Moir zbliża się do niej od tyłu z zamiarem powąchania, lecz jeszcze zanim dotknie nosem - futro i nerwy jej się podnoszą, pofukuje do siebie i odskakuje jakby coś ją od malutkiej odpychało. Jeśli Karlik się ruszy jest atak;(
Strasznie jestem zniechęcona i bliska porzucenia tych nierównych zawodów. Tym bardziej w niepewności czy to się nie odbija na delikatnym zdrowiu Karlika. Ale żal mi też, bo jest tak blisko swojego stadka !, tylko wilcza jagoda na przeszkodzie
Dziś rano Moir pomknął na dach, więc korzystając z tego wpuściłam Karliczka do klatki dziewczyn. Weszła wprost do domku gdzie spały aguty, tam Horpynka objęła ją, wyiskała, przytuliła... Karliczek zabawił tam małą chwilkę, zabawiłby większą, gdyby Moir nie zorientował się, że go robią w balona i nie wrócił z widłami za wszelką cenę próbując przebić się przez moją dłoń blokującą jej wejście do domku...
Musiałam ją oddalić na chwilę na drugi koniec pokoju i w pośpiechu ewakuować już emanującego ciepłem agutek Karliczka, bo po chwili Moir był już z powrotem i wparował do domku z impetem oddziału sił specjalnych...
Najgorsze, że nie widzę alternatywy, tj. rozważam, ale każda jest niezadowalająca.
Umieścić Karliczka u humbaków, byłoby z krzywdą dla niej, cóż biedna będzie robić z dwoma starszymi panami, których, powiedzmy wprost, dzień ogranicza się do spania i jedzenia ? ;( U młodych chłopców – Biesu zamęczyłby ją...
Poza tym, jeśli coś miałoby się stać któremukolwiek z humbaków (a muszę brać pod uwagę, że kiedyś taki dzień nastąpi) od zawsze planowałam, że drugiego oddam wtedy do rodziny - do dziewczyn. Oczywiście bez Moireny... Moiren traci wtedy stadko, co jest okrutne, ale równie okrutne byłoby zostawić jakiegoś humbaka samego, lub rozdzielać agutowe dziewczyny. Prawda jest taka, że gdyby nie Moir dziewczyny i humbaki byliby już połączeni od odejścia Duchy, zawsze miało tak być
– do pojawienia się Moiry...
Dlatego – Karliczek.
Ale co zrobić jeśli ona go nie chce ?
Moirena potrafi być czułą i oddaną przyjaciółką dla agutów, ale wszystkim innym jakby zamknęła drzwi, a ja czuję jakbym nie potrafiła pomóc jej ich otworzyć ;(
Rozumiem – chłopcom, ale dlaczego Karliczkowi ?!
Wstyd się przyznać, ale chwilami aż bierze mnie na nią złość;( Choć wiem, że to nie jej wina, choć na własne oczy widzę i pojmuję, że to instynkt bardziej niż zła wola, to bezsilność rodzi czasami mordercze myśli...
To się wyżaliłam