Bardzo Wam dziękuję! Najbardziej jestem wdzięczna, że zdążyłam, że te ostatnie godziny mogłam być z Bagisią.
A mogłam nie zdążyć, bo całą niedzielę spędziłam w Warszawie na interwencji z ramienia SPS.
W warszawskim parku od dłuższego czasu koczowały szczurki, najprawdopodobniej dwa. Podobno mieszkały na placu zabaw już od października, dokarmiane przez dzieci. Odebrałam żywołapki od osoby, która używała ich wcześniej i w niedzielę pojechałam z Łodzi do Warszawy.
Dzięki wskazówkom pani Anny znalazłam miejsce, gdzie miały być szczurki. Widać było ich ślady, natomiast samych zwierzaków nie, dlatego rozstawiłam żywołapki i ustaliłam dyżury z kilkoma przesympatycznymi i bardzo pomocnymi osobami z Warszawy. Na zmianę sterczeliśmy w chłodzie i deszczu, czatując na ogonki, niepewni, czy w ogóle jeszcze żyją. Jeszcze raz chciałam bardzo im podziękować, jeśli to czytają! Dzięki ich pomocy udało się złapać szczurki o zmierzchu, w czasie wymiany drugiej i trzeciej warty.
Szczurki okazały się dwiema ślicznymi, drobnymi i najprawdopodobniej młodymi samiczkami, z całą pewnością hodowlanymi. Obie są dumbo, jedna to niebieska husky, druga siamese. Nie boją się ludzi, chociaż mają obawy przed łapaniem, korzystają z poidła i zaraz po dotarciu do Łodzi skorzystały z miseczki pełnej karmy i sputnika ze szmatkami. Żadna nie wygląda, jakby była w ciąży lub karmiła młode.
Szczurki są drobne, ale nie wyglądają na chore czy wygłodzone, dlatego do weterynarza wybieram się dopiero jutro.
Panna husky dała się złapać pierwsza, wczoraj była wystraszona, dzisiaj pcha się na kolana, pozwala podnosić, głaskać i miziać za uszkiem.


Panna siamka jest bardziej wycofana, wychyliła nos na wybieg, a teraz siedzi zbunkrowana w sputniku, ale bierze jedzenie z ręki. Obie są bardzo łagodne.



Ta panna ma charakterystyczny układ plamek na lewym policzku:
Nie wiem czy wyobrażacie sobie tę radość, kiedy złapała się pierwsza i zdaliśmy sobie sprawę, że skoro ona żyje, to i druga może też, a kilkanaście minut później złapała się i druga. I jaka zmęczona i zmarznięta, ale szczęśliwa wracałam do domu. Wiadomość, że z Bagisią źle i trzeba się spieszyć do domu zastała mnie już na parkingu pod domem.