Misiu był u mnie połowę swojego życia. Mam nadzieję że tą lepszą... Po starym życiu na długo zostały mu pewne zachowania, przez które właściwie do mnie trafił.
Mam 2 głębokie blizny które mi Misiu zostawił, zapewne nie znikną ... i do końca będę nosić na ręku tą piękną pamiątkę.
Wiele miesięcy Misiu gryzł. Nie chciał, chciał być grzecznym Misiem, ale nie panował nad emocjami, co bardzo dawało w kość ludziom, którzy się nim opiekowali. Jak go brałam, miałam nadzieję że sobie poradzę ... że nauczę go miłości do człowieka. Ale z czasem dotarło do mnie, że on człowieka kocha i nie tu jest problem z jego agresją. Nauczyłam się żyć z Misiem w zgodzie, nie dając mu okazji do wbicia mi się w rękę. Ale nie udało mi się oduczyć Misia gryzienia.
Nigdy nie zapomnę stwierdzenia, które do dziś mnie bawi "karmić go z procy" ..
Ostatnio Miś miał więcej problemów zdrowotnych. Usuwaliśmy guza, później mało go nie zabił ropień, tylne łapki siadały, aż w końcu Miś się poddał. Dopiero kiedy pojawiły się problemy z ropniem, Misiu przestał gryźć. Zestarzał się .. i chciał by mu pomagać. Od tamtej pory ani razu nie założyłam rękawic, niezależnie od jego samopoczucia.
Można powiedzieć, że przed odejściem, pogodził się w pełni z człowiekiem i wybaczył mu wszystko, ale to nie była moja zasługa. On chciał się zmienić.. sam chciał. I mu się udało.
Miś - morderca był dość kłopotliwy. Mimo wszystko szkoda ... miałam nadzieję że dożyje 3 lat

Umarł w noc przed moim wyjazdem. Ten wieczór spędził ze mną po czym odszedł, przed tym jak miał zostać sam na 2 tygodnie. Cieszę się że mogłam być z nim, że nie stało się to pod moją nieobecność.
Żegnaj Misiaku. Byłeś kimś wielkim!

Misiu - 17(?).04.2011 - 22.12.2013
( 2 lata 8 miesięcy )