souris, dziękuję

kciuki się przydadzą, Henrysia najprawdopodobniej dopadł guz przysadki, leczenie daje skutki, ale rewelacyjnej poprawy niestety nie widać.
Mimo to nie poddajemy się, w nocy wylewamy morze łez, a w dzień zaciskamy zęby i toczymy boje przy podawaniu Dostinexu
No i cieszymy się każdym kolejnym wspólnym dniem, który Henryś nam daruje i w sposób jak nigdy wcześniej okazuje nam jak bardzo się z nami związał przez te dwa i pół roku (to jest niesamowite, męczymy go zastrzykami, podawaniem paskudnego leku, a On usypia nam w dłoniach i wylizuje dokładnie całe ręce, jakby dawał do zrozumienia, że wie, że robimy to wszystko dla Jego dobra).
Żeby nie było tak całkiem smutno (odpukać w niemalowane) William i cała reszta bandy mają się dobrze i pomagają nam dzielnie w opiece nad naszym chorutkiem
